Tuesday, February 26, 2019

#100 Smutna historia Georga Stinney



Większość z Was czytała zapewne "Zieloną Milę" Stephena Kinga, lub przynajmniej widziała filmową adaptację jego powieści. Mogliście jednak nie wiedzieć, że do napisania tej książki King został zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Jak to często też bywa,  rzeczywistość okazała się bardziej szokująca od fikcji. A to dlatego, że prawdziwy John Coffey, chłopak o nazwisku George Stinney, miał zaledwie 14 lat.
23 marca (gdzieś przeczytałam, że właściwie 24, lecz nie ma to zbyt dużego znaczenia) 1944 roku w niewielkim miasteczku Alcolu w Karolinie Południowej zaginęły dwie dziewczynki: jedenastoletnia Betty June Binnicker, oraz jej koleżanka, siedmioletnia Mary Emma Thames. Dziewczynki jeździły po okolicy na rowerach i zbierały kwiaty.  Tego popołudnia George i jego siostra Amie wypasali krowę na łące w pobliżu ich domu. W pewnymi momencie zostali zaczepieni przez Betty i Mary, które szukały w okolicy kwiatów passiflory. Rodzeństwo jednak nie wiedziało, gdzie rosną takie kwiaty, więc dziewczynki odjechały.
Gdy Betty i Mary nie wróciły wieczorem do domów, rozpoczęły się poszukiwania, w których wzięła udział spora część miasta. Gdy wieść o zaginięciu dotarła do rodziny Stinney, George powiedział rodzicom, że on i Amie spotkali wcześniej dziewczynki na łące. George i jego ojciec tego wieczoru dołączyli do poszukiwań. Dopiero rano, po wschodzie słońca, natrafiono na ciała Betty i Mary. Dziewczynki leżały w płytkim rowie, koło torów kolejowych przebiegających przez miasto.
Nie przetrwało zbyt wiele szczegółów dotyczących sprawy, jednak wiemy, że dziewczynki zmarły od obrażeń głowy zadanych ciężkim narzędziem. Starsza z nich została prawdopodobnie zgwałcona. Piszę "prawdopodobnie", ponieważ informacje na ten temat są niejednoznaczne.  A obdukcje w tamtych czasach często pozostawiały wiele do życzenia.
Kilka godzin po odkryciu ciał policja aresztowała dwóch podejrzanych - Georga Stinney i jego brata Johna. John jednak został wkrótce wypuszczony, a policja skupiła się na Georgu jako jedynym podejrzanym. Do aresztowania  miał doprowadzić fakt, że chłopiec widział ofiary dzień wcześniej, oraz że w Alcolu miał opinię raczej niesympatycznego chłopca.
Czternastolatek został przesłuchany i, według  relacji szeryfa, przyznał się do winy. Nie sporządzono jednak nigdy raportu czy transkryptu z rozmowy. Rodzicom nie pozwolono uczestniczyć w przesłuchaniu. Aresztowany chłopak był prawdopodobnie zastraszany, a gdy przyznał się do winy podobno nagrodzono go lodami. Według szeryfa pracującego przy sprawie George zaprowadził policjantów do miejsca przy torach, gdzie porzucił narzędzie zbrodni - fragment szyny kolejowej.
Zanim przejdę do jego procesu, musimy przyjrzeć się trochę miastu Alcolu. Na Amerykańskim Południu w 1944 roku przepaść pomiędzy białymi i czarnymi była wciąż głęboka jak Rów Mariański. Czarni i biali żyli w osobnych częściach miasta, mieli nawet osobne szkoły i kościoły. Czarny chłopak oskarżony o gwałt i morderstwo dwóch białych dziewczynek wywołał oczywiście wielkie emocje wśród białej populacji miasta - sprawa była tak poważna, że Stinney musiał zostać przetransportowany do aresztu w innym mieście, aby uniknąć linczu.
Proces Georga Stinney trwał tylko kilka godzin. Sędziowie z Ławy Przysięgłych podjęli decyzję w zaledwie 10 minut - uznali Georga za winnego podwójnego morderstwa. Chłopak został skazany na karę śmierci.
Zwykle, gdy przysięgli naradzają się tak krótko, przeciw oskarżonemu muszą istnieć jakieś solidne, niepodważalne dowody. Niestety nie wiemy, jak było w tym przypadku, ponieważ nie stworzono żadnego transkryptu z przebiegu procesu.
Całą historię mogła przypłacić życiem też rodzina Georga. W dzień aresztowania chłopca jego ojciec stracił pracę w miejscowymi młynie, nakazano mu też w trybie natychmiastowym opuścić dom pracowniczy. Całe miasto aż wrzało i rodzina zaczęła obawiać się, że i oni padną ofiarą linczu. Jeszcze tej samej nocy przeprowadzili się do krewnych w innej miejscowości.
Czy George Stinney był istotnie winny i krótki proces był spowodowany brakiem jakichkolwiek wątpliwości, co do jego winy? Czy może policja chciała złapać i skazać pierwszego lepszego podejrzanego, a ława przysięgłych (składająca się podobno tylko z białych ludzi) została zmanipulowana? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie musielibyśmy porządnie przeanalizować wszystkie dowody oskarżenia i obrony, jakie zostały zaprezentowane w czasie procesu. Tylko, że właśnie nie bardzo możemy, bo nikt procesu nie udokumentował. Mamy tylko kilka przekazów i lokalnych artykułów, do których należałoby podejść z ograniczonym zaufaniem.
Jedno można powiedzieć jednak na pewno. George Stinney i jego rodzina zostali potraktowani skandalicznie i czternastolatek na pewno nie miał uczciwego procesu. Adwokat reprezentujący Stinneya nawet nie kłopotał się ze złożeniem odwołania od wyroku, czym mógł uratować chłopakowi życie. Stwierdził, że to i tak nie ma sensu, bo rodzina Georga nie ma na to pieniędzy.
Proces był krótki i wielu świadkom nie pozwolono nawet zeznawać. Jednym z ważniejszych, i zdecydowanie kluczowym świadkiem, który jednak nigdy w sądzie się nie pojawił, była Amie, młodsza siostra Georga. Amie spędziła z Georgem praktycznie cały dzień, zapewniając mu alibi na czas morderstwa. Jednak rodzina chłopca nawet nie pojawiła się w sądzie bojąc się agresji ze strony ludzi, którzy przyszli oglądać proces (według innego źródła, jego rodzice przyszli do sądu, lecz nie zostali wpuszczeni do środka).
W 2013 adwokat z Manning w Karolinie Południowej, Matt Burgess, przypadkiem natknął się na teczkę zawierającą kilka dokumentów ze sprawy Stinneya. Historia bardzo go zainteresowała i wkrótce doszedł do wniosku, że Stinney musiał być niewinny i postanowił doprowadzić do pośmiertnego uniewinnienia i oczyszczenia jego imienia. 
Jego praca przyniosła kilka ciekawych rezultatów. Burgess odkrył, że George w momencie aresztowania ważył zaledwie 40 kilogramów. Zdecydowanie zbyt mało, aby unieść i uderzyć kogoś w głowę metalową szyną. W szczególności, że dziewczynki były dwie, i to jeszcze na rowerach. Gdyby spróbował je zaatakować jednej z nich zapewne udałoby się uciec. To może wskazywać na to, że sprawca albo był silniejszy, albo było ich kilku. Dodatkowo, Burgess odnalazł kilka dokumentów medycznych z oględzin zwłok. Burgess skonsultował je z kilkoma medykami i przypuszcza, że rany głowy wcale nie zostały zadane szyną czy prętem, lecz raczej młotkiem, lub czymś podobnym. Zatem cała historia o tym, że Stinney zaprowadził policjantów w miejsce, gdzie ukrył narzędzie zbrodni zaczyna upadać. 
Burgess odkrył też, że jednym z mężczyzn biorących udział w poszukiwaniach był prominentny działacz i przedsiębiorca George Burke Sr. Burke był obecny przy znalezieniu zwłok i wiedział wiele o aresztowaniu Georga. Był też obecny podczas wstępnego rozpatrzenia sprawy w biurze koronera. Pomimo to, jakimś cudem, pojawia się również na liście przysięgłych, którzy orzekli o winie chłopca. Ława przysięgłych z założenia ma być bezstronna i  niezaangażowana wcześniej w sprawę, tak aby podejść do sprawy obiektywnie i podjąć decyzję jedynie na podstawie faktów przedstawionych w sądzie. Burke mając wpływy i pieniądze jednak wepchał się wszędzie, gdzie to tylko możliwe, prawdopodobnie chcąc doprowadzić do skazania Stinneya. Niektórzy teoretyzują, że to sam Burke był mordercą, albo przynajmniej wiedział, kto nim jest i chciał go chronić.
Sędzia skazał Georga Stinney na karę śmierci na krześle elektrycznym. Karę wykonano 16 czerwca 1944 roku, niecałe trzy miesiące po śmierci dziewczynek. Tego dnia do samego końca George dzierżył w rękach Biblię, którą podobno w ostatnich dniach życia gorliwie czytał. Na pytanie, czy ma jakieś ostatnie słowa odpowiedział tylko "no, sir". 
Możliwe, że pamiętacie, że w "Zielonej Mili" egzekucja na krześle elektrycznym nie poszła zgodnie z planem. To najwyraźniej również nie była tylko fantazja autora. Krzesła elektryczne nie były projektowane z myślą o małych chłopcach - krzesło, jak i przymocowane do niego pasy były za duże dla drobnego Georga. Wiele osób, w tym rodziny zmarłych dziewczynek, jak i podobno George Burke, przyszło obejrzeć wykonanie wyroku. Ku przerażeniu oglądających w pewnym momencie z twarzy Georga spadła chusta, która również okazała się być zbyt duża, ukazując jego wykrzywioną w bólu i przerażeniu twarz. Przypuszczam, że nikt z obecnych do końca życia nie zapomniał tego widoku. I jeżeli mam zgadywać, to wątpię, aby dał rodzinom ofiary ukojenie.

W ubiegłą niedzielę podczas rozdania nagród Akademii Filmowej wielu czarnoskórych twórców i wiele filmów o problemie nierówności rasowych zostało nagrodzonych Oskarami. Aż ciężko uwierzyć, że ta historia nieuczciwego procesu i niesprawiedliwości wobec małego Afroamerykanina wydarzyła się zaledwie 75 lat temu. Czytając o tym, miałam wrażenie, że czytam o bardzo starych i zacofanych czasach. Aż ciężko uwierzyć, jak wiele zmieniło się w ciągu tych 75 lat, które upłynęły już od morderstwa.


źródła:
https://www.postandcourier.com/news/special_reports/quest-to-clear-george-stinney-s-name-draws-new-scrutiny/article_1f4a8474-292b-11e8-bd9f-d334d74b4604.html
 https://allthatsinteresting.com/george-stinney-jr


Tuesday, February 19, 2019

#99 Kim był DB Cooper?

Witajcie! Dawno  nie było żadnego filmiki o sprawach kryminalnych. Więc oto i jest. Dziś o pewnym tajemniczym panu o ksywce DB Cooper.

 

Wednesday, February 13, 2019

"Sprawa dla koronera" John Bateson - recenzja



Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się pisać recenzji na tym blogu. Ba, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się pisać o niczym poza sprawami kryminalnymi. Jednak, gdy wydawnictwo Znak Literanova skontaktowało się ze mną i zapytało, czy byłabym zainteresowana przeczytaniem i zrecenzowaniem ich najnowszej książki o Kenie Holmsie, koronerze z Kalifornii, nie mogłam odmówić. Książka jest polecana fanom "Trupiej farmy" i "Profilu mordercy", więc z miejsca zdobyła moje zainteresowanie. 
Autor książki, John Bateson, jest pisarzem pochodzącym z San Francisco. Bateson od lat angażuje się w projekty mające na celu zapobieganie samobójstwom.  Właśnie dzięki temu poznał bohatera swojej nowej książki, Kena Holmesa.
Ken Holmes, obecnie na emeryturze, przez wiele lat pełnił funkcję koronera w hrabstwie Marin, które z San Francisco łączy słynny most Golden Gate. 
Przez lata Holmes miał okazję pracować nad najróżniejszymi sprawami. Książka zaczyna się opisem ciekawej sprawy morderstwa Any Valiente z San Rafael. Holmes opowiada, jak skrupulatne śledztwo doprowadza do zatrzymania sprawcy. Takich, i podobnych historii w książce jest mnóstwo. Holmes wyjaśnia specyfikę pracy koronera, przeplatając swoje wyjaśnienia wieloma ciekawymi sprawami. Niektóre z nich to powszechnie nieznane, lokalne sprawy, o których nie wiele zbyt wiele osób. Holmes opowiada też o kilku bardziej znanych sprawach, z którymi miał styczność. W książce możemy przeczytać o między innymi o Tupacu Shakur, sprawie Mordercy ze Szlaku, czy tak zwanych "Barbecue murders".
Wcześniej miałam niewielkie pojęcie o tym, czym tak dokładnie zajmuje się koroner. Książka bardzo przystępnie to wyjaśnia. Okazuje się, że jest to bardzo osobliwy zawód, pełen wyzwań. Z jednej strony wymaga hartu ducha i mocnej psychiki - pracownicy biura koronera codziennie stykają się ze śmiercią i trupami. Jednak okazuje się, że to nie trupy są najgorszym wyzwaniem, a żywi. Zadaniem asystenta koronera jest również informowanie ludzi o śmierci ich bliskiej osoby. Praca, o której mało kto marzy. 
Jeżeli jednak bardziej interesuje Was medycyna sądowa, nie będziecie zawiedzeni. Przy okazji opowiadania o każdej sprawie Holmes dorzuca wiele ciekawych informacji - na przykład czym jest rigor mortis lub plamy opadowe, i jak pomagają one koronerowi w pracy. 
To, co bardzo mi się spodobało to opis relacji i współpracy pomiędzy na przykład policją, koronerem, a  FBI. Powieści kryminalne i filmy często pokazują, że te departamenty się nie lubią i stale walczą o władzę i przejęcie kontroli nad śledztwem. W rzeczywistości sprawy jednak mają się zupełnie inaczej.
Mnogość opisywanych spraw i ich zróżnicowanie powoduje, że książkę czyta się  niezwykle szybko. Zdecydowanie polecam ją każdemu, kogo interesuje szeroko rozumiana kryminalistyka. Jeżeli podobały Wam się takie książki, jak "Trupia farma" czy "Mindhunter" to ta książka również przypadnie Wam do gustu. Dla mnie również stanie się nieocenionym źródłem w pisaniu dla Was nowych spraw kryminalnych.

Monday, February 11, 2019

#98 Zaginięcie Beverly Potts

 
Beverly Potts cleveland.com
W sierpniu 1951 roku Beverly Potts miała 10 lat. Ta nieśmiała dziewczynka mieszkała z rodzicami i starszą siostrą w Cleveland w Ohio. 
24 sierpnia Beverly uzyskała zgodę rodziców na obejrzenie przedstawienia wystawianego przez grupę lokalnych artystów, "Showagon". Sztuka odbywała się wieczorem w parku Halloran, oddalonego od domu rodziców Beverly o zaledwie 600 metrów. 
Beverly zwykle nie wolno było chodzić do parku po zmroku. Park nie był duży, lecz rosnące tam wysokie drzewa powodowały, że nie docierało tam zbyt wiele światła z ulicznych latarni. Dodatkowo latem często sypiali tam bezdomni.
Wieczorne przedstawienie było jednak dużym wydarzeniem w okolicy i miało przyciągnąć wiele osób, więc rodzice Beverly postanowili zrobić wyjątek.
Beverly i jej przyjaciółka Patsy przyjechały na początek przedstawienia na rowerach, około godziny 19:00. Jakiś czas potem stwierdziły, że rowery nie były dobrym pomysłem, ponieważ utrudniały im poruszanie się w tłumie pod sceną i dziewczynki ostatecznie postanowiły pojechać prędko domów, zostawić rowery i wrócić na przedstawienie pieszo.
Spotkały się ponownie gdzieś pomiędzy 20:00 a 20:30 i kontynuowały oglądanie przedstawienia. Około 20:45 Patsy powiedziała Beverly, że kazano jej wrócić do domu przed 21:00. Dziewczynki pożegnały się i Patsy wróciła sama do domu. Patsy była też ostatnią osobą, która widziała Beverly całą i zdrową. Beverly pozostała sama w tłumie ludzi, a odchodząc Patsy zapamiętała Beverly oglądającą z przejęciem przedstawienie. Według niektórych źródeł Patsy widziała też, że kobieta stojąca za Beverly trzymała jej dłoń na ramieniu.
Przedstawienie skończyło się około 21:30 i tłum zaczął powoli się rozchodzić. Beverly prawdopodobnie została do samego końca. Krótko po 21:30 chłopiec znający Beverly zauważył ją idącą samą szybko przez park w kierunku swojego domu. Słonce zaszło po 20:00, w parku było ciemno, więc nie jest pewne, czy na pewno była to Beverly. Jednak chłopiec był przekonany, że widział właśnie ją - Beverly charakteryzował specyficzny "kaczy" chód. 
Znalazło się również kilku świadków, którzy pomiędzy 20:30 a 21:00 widziało dziewczynkę rozmawiającą z dwoma mężczyznami w samochodzie na 117 Ulicy, przebiegającej wzdłuż parku. Jeżeli Beverly postanowiła jednak opuścić przedstawienie zaraz po rozstaniu z Patsy, tą dziewczynką mogła być ona. Biorąc pod uwagę fakt, że Beverly była podekscytowana przedstawieniem prawdopodobnie postanowiła do zostać do końca, więc uważam zeznanie kolegi Beverly za bardziej prawdopodobne. 
cleveland.com

Pomimo, iż Beverly musiała jedynie przejść fragment parku i przejść przez jezdnię, aby znaleźć się na ulicy, na której mieszkała, dziewczynka nigdy nie wróciła do domu. Gdy nie pojawiła się w domu o 22:00 jej rodzice rozpoczęli przeszukiwanie okolicy. Po około godzinie wezwali policję.
Szybka reakcja i poszukiwania na dużą skalę niewiele dały. Rodzice Beverly zostali prędko oczyszczeni z jakichkolwiek podejrzeń. Jej rodzina była zwyczajną, kochającą rodziną i nie było powodów podejrzewać, aby Beverly została porwana lub zamordowana przez swoich bliskich.  Najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń jest to, że Beverly została zwabiona do czyjegoś domu lub samochodu. Bliscy Beverly nie mogli jednak w to uwierzyć - dziewczynka była znana ze swojej nieśmiałości. Wstydziła się odezwać do nieznajomego, w szczególności obawiała się mężczyzn. Beverly była też wielokrotnie pouczana przez rodziców o zagrożeniach płynących z rozmawiania z nieznajomymi - pouczania, które jednak zdawały się nie być potrzebne, ponieważ dziewczynka bała się obcych jak ognia. 
Poza swoją nieśmiałością Beverly była bardzo uczynna i dojrzała, jak na swój wiek. Pomimo, iż miała zaledwie 10 lat zdarzało jej się już dorabiać jako opiekunka dla młodszych od siebie dzieci.
Możliwe, że to właśnie ta uczynność zastała wykorzystana przeciwko niej. Ktoś mógł zwabić gdzieś Beverly mówiąc, że zdarzył się wypadek i potrzebna jest pomoc. Beverly była bardziej skłonna ufać kobietom, niż mężczyznom, więc jest też możliwe, że została porwana przez kobietę.  
Jednak fakt, że Beverly była bardzo nieufna i bała się obcych może sugerować, że uprowadził ją ktoś dobrze znany. Zanim Beverly dotarłaby do swojego domu, musiała przejść obok wielu innych domów jednorodzinnych. Beverly znała większość ze swoich sąsiadów i możliwe, że jeden z nich zwabił ją do swojego domu. Policja uważała ten scenariusz za dosyć prawdopodobny i wszyscy sąsiedzi zostali przesłuchani, doszło nawet do kilku przeszukań, jednak nie natrafiono na najmniejszy ślad Beverly.
Inną prawdopodobną opcją jest to, że ktoś szybko i sprawnie wciągnął dziewczynkę do samochodu i odjechał. Zdaję sobie sprawę, że jest to możliwe. Jednak biorąc pod uwagę, jak blisko domu Beverly się znajdowała, oraz, że okolica była pełna ludzi wracających do domu po przedstawieniu, ciężko mi w to uwierzyć.
Oczywiście zawsze istnieje szansa, że Beverly uciekła z własnej woli. Jednak wychodząc z domu do parku niczego ze sobą nie zabrała, nie miała też żadnych znanych problemów rodzinnych, które mogłyby spowodować, że chciałaby uciec.
Sprawca nigdy nie został ujęty. Znalazły się osoby, które przyznały się do zbrodni, jednak policja wykluczyła ich udział, stwierdzając, że są to tylko ludzie szukający uwagi lub próbujący coś na tym zyskać. Myślę, że nawet nie ma sensu o nich pisać, ponieważ nie zasługują oni na uwagę.
W 1980 roku dwóch emerytowanych policjantów wyznało, że otrzymali wskazówkę od adwokata, którego klient podejrzewał swojego brata o morderstwo Beverly. Ów klient oraz jego brat zostali przesłuchani. Podejrzany mężczyzna istotnie mieszkał w okolicy Halloran Park w 1951 roku i był znany z prób podrywania bardzo młodych dziewcząt.
Nie zgromadzono przeciw niemu żadnych dowód, jednak wielu policjantów uważa go za najbardziej prawdopodobnego sprawcę.  
Sprawa Beverly pozostała w pamięci mieszkańców Cleveland na wiele lat. Wiele osób urodzonych nawet długo po jej zaginięciu wspomina, że to właśnie jej historię opowiadali im rodzice, chcący przestrzec ich przez rozmawianiem z obcymi.

 Źródła:
 https://www.reddit.com/r/UnresolvedMysteries/comments/9wa1zp/what_happened_to_beverly_potts_cleveland_oh_1951/
 http://charleyproject.org/case/beverly-rose-potts
 https://www.cleveland.com/metro/index.ssf/2018/03/beverly_potts_vanished_67_year.html