Thursday, May 9, 2019

#110 JonBenet Ramsey, część druga



Ten post jest kontunuacją, więc jeżeli nie znasz sprawy Jonbenet, zerknij proszę na mój pierwszy post o niej sprzed kilku lat.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka Johna Douglasa "Law&Disorder" z 2013 roku. Johna Douglasa możecie kojarzyć chociażby jako autora "Mindhuntera", którego to niedawno Netflix przekształcił w serial fabularny. Historia Douglasa została trochę przeształcona na potrzeby serialu, ale ogólem jest prawdziwa - John Douglas jest jednym z pierwszym profilerów policyjnych, długo pracował jako negocjator FBI, a jeżdząc z wykładami po Stanach, zaczał przeprowadzać wywiady z seryjnymi mordercami. Douglas pomógł w swoim życiu rozwiązać setki spraw. Jeżeli czytaliście którąś z jego książek, mogło zapaść Wam w pamięć, jak wiele Douglas potrafił wywioskować na temat sprawcy analizując popełnioną przez jego zbrodnię.
Zawsze uważałam Douglasa za prawdziwy autorytet, więc nie mogłam się doczekać, żeby poznać jego zdanie na temat sprawy Ramsey. Muszę przyznać, że sporym zaskoczeniem było dla mnie odkryć, że mój autorytet miał w tej sprawie zdanie zupełnie odmienne od mojego. Douglas został poproszony o zapoznanie się ze sprawą, rozmowę z Ramseyami i wydanie swojej opinii. Wszystko to, z czym on się zetknął przemawia za niewinnością rodziców JonBenet. Ponieważ mój poprzedni post tej sprawie skupiał się głównie na rodzicach, jako sprawcach, postanowiłam, że dla równowagi stworzę drugą część, w której przyjrzymy się wszystkim dowodom za tym, że Ramseyowie są niewinni.
Adwokaci Ramseyów zgłosili się do Johna Douglasa 7 stycznia 1997 roku, dwa tygodnie po śmierci Jonbenet. Douglas był już wtedy na emeryturze, natomiast wciąż godził się być konsultatem w sprawach, które go interesowały. Za początkowe konsultacje wziął pieniądze. Gdy jednak zdał sobie sprawę, że John i Patsy są niewinni postanowił pracować przy sprawie za darmo, aby uniknąć oskarżenia o zostanie przekupionym.

1. Ciało Jonbenet odnalazł John Ramsey, który razem ze swoim przyjacielem ponownie przeszukał dom. Mordercy, aby odwrócić od siebie uwagę, często próbują upozorować porwanie, napaść na tle seksualnym, czy włamanie. Gdyby wiedział, gdzie znajduje się ciało jego córki, czekałby, aż to jego przyjaciel je znajdzie. Tak według Douglasa postąpiło wielu innych rodziców-morderców, którzy próbowali odwrócić od siebie podejrzenia. Jeżeli wiedzieli, gdzie znajduje się ciało nie odnajdowali go jako pierwsi, lecz czekali, aż zrobi to ktoś inny.  Dodatkowo, gdy John odnalazł córkę, jedną z pierwszy rzeczy, które zrobił, przed zaniesiem jej na górę i pokazaniem policji, było zdjęcie taśmy z jej ust i poluzowanie jej więzów. Gdyby to on wcześniej sam tę taśmę tam nakleił nie zdejmowałby jej, zanim wszyscy by nie zobaczyli. Miałoby to dodatkowo przemawiać za nieudanym porwaniem, więc Johnowi powinno zależeć na tym, aby wszyscy zobaczyli ją związaną i zakneblowaną. 
2. Sposób, w jaki porzucono ciało Jonbenet był bardzo beztroski. Jonbenet została znaleziona częściowo zawinięta w koc, z którego wystawały jej ręce i nogi. Według Douglasa nawet najgorsi rodzice nie pozostawiliby dziecka w takich sposób. Zwykle rodzice-mordercy traktują ciało dziecka, które zabili, z troską i chcą nadać mu ładny wygląd. Gdyby to rodzice porzucili ciało Jonbenet zawineliby je w koc i ułożyli w godnej pozie. Takie zachowanie nazywane jest czasem "softening".
3. Niedługo przed tragedią rodzina wzięła udział w akcji charytatywnej, w której zorganizowali dom otwarty, dla wszystkich, którzy chcieli przyjść i obejrzeć jego wnętrze. (Dom pochodzi z lat 20tych i jest częściowo zbudowany w stylu Tudorów). Tym sposobem wiele anonimowych osób miało okazję przyjść i zapoznać się z planem domu. Osoba, która włamała się do domu Ramseyów musiała wczesniej znać jego rozkład. Bardzo możliwe, że osoba odpowiedzialna za morderstwo wziąła udział w akcji charytatywnej.
4. Dom był wyposażony w alarm przeciwłamaniowy. John i Patsy Ramsey przestali z niego korzystać ze względu na dwójkę dzieci, które kilkukrotnie wcześniej uruchomiły go niechcący i narobiły zamieszania. 
5. Wiele osób uważa za nieprawdopodobne, aby ktoś był w stanie włamać się do domu i uprowadzić dziecko bez postawienia całego domu na nogi. Dom był jednak ogromny, a sypialnia Ramseyów znajdowała się na trzecim piętrze. Dzieci spały na drugim piętrze. Douglas przeprowadził kilka eksperymentów, aby sprawdzić, jak wiele dźwięków dochodzi do sypialni rodziców - okazało się, że niewiele. 
6. Douglas przeprowadził szczegółowy wywiad z każdym z rodziców z osobna. Douglas miał bardzo duże doświadczenie w przesłuchiwaniu podejrzanych i wyłapywaniu ewentualnych kłamstw. Nie zauważył jednak niczego dziwnego w ich zeznaniach. 
7. Analiza telefonu wykonaniego przez Patsy Ramsey na policję sugeruje, że kobieta była w wyraźnym szoku i jej mowa jest tak chaotyczna, że nie mogła być zaplanowana. Zapytana o wiek córki mówi: "Ona ma sześć lat. Ma blond włosy... sześć lat", jakby chciała podać, jak najwięcej przydatnych informacji, jednak nie była w stanie zrobić tego w opanowany i zorganizowany sposób.
Patsy mówi również, że zostawiono list z żądaniem okupu. Nie streszcza go jednak, a podaje przypadkowe informacje: "Jest na nim napisane S.B.T.C. Victory", według Douglasa wskazuje to na to, że Patsy nie zna dobrze treści listu, czyta go zapewne dopiero drugi raz wykonując telefon i odkrywa w nim nowe szczegóły. Gdyby to Patsy była autorką listu jej wypowiedź brzmiałaby prawdopodobnie bardziej w stylu "Doszło do porwania mojej córki. Porywacze zostawili list, rządają $118,000 i grożą, że ją zabiją", czyli wypowiedź byłaby bardziej przemyślana i zagrana. Patsy wykonując telefon i informując o zmyślonym przez siebie porwaniu musiałaby wcześniej przemyśleć, co powiedzieć, więc jej wypowiedź wypadłby bardziej spójnie. 
(Treść listu znajduje się w poprzednim poście)
8. Fakt, że porywacz zażądął dokładnie 118 tysięcy dolarów został potraktowany, jako poszlaka, że to Ramseyowie są autorami listu, ponieważ jest to kwota zbliżona do wysokości bonusu, jaką tamtego roku otrzymał w pracy John Ramsey. Oznaczałaby to, że list mógł napisać tylko ktoś, kto miał dostęp do ich konta i informacji o finansach. Douglas zwraca jednak uwagę na dwie rzeczy: Ramseyowie byli wielkimi bałaganiarzami, ich dokumenty, odcinki z wypłaty i tego rodzaju papiery, zwykle leżały w domu na widoku. Dostęp do tych informacji mógł mieć każdy, również osoba, która włamała się do ich domu. Dodatkowo 118,000 dolarów amerykańskich odpowiadało wtedy około 1 milionowi meksykańskich peso. Istnieje opcja, że osoba planująca porwanie miała zamiar uciec z okupem do Meksyku. 
9. Imię JonBenet było bardzo oryginalne: powstało z połączenia dwóch imion jej ojca. Nie pada ono jednak ani razu w liście. Wynika to najpewniej z tego, że autor listu nie znał skomplikowanej pisowni imienia. Miał jednak jakąś wiedzę na temat Ramseyów ogólnie - wiedział na przykład, że John Ramsey pochodzi z południa USA. Douglas podejrzewa, że mógł to być jakiś zaburzony mężczyzna który żywił nienawiść do Johna, jako, że list zaadresowany jest tylko do niego, nie do Patsy. 
10. List został napisany na kartkach z notatnika należącego do Patsy, co jest przez wielu (w tym mnie) uznawane za jeden z najważniejszych dowodów przemawiających przeciw niej. Jak to możliwe, że ktoś włamał się do domu, aby porwać dziecko dla okupu i nie przygotował wcześniej odpowiedniego listu? Douglas i na to ma wytłumaczenie. Sprawca pradowopodobnie włamał się do domu nie w nocy, gdy Ramseyowie spali, ale popołudniu, gdy wszyscy domownicy jedli świąteczny obiad w domu znajomych. Kręcił się po domu przez jakiś czas, po czym ukrył, prawdopodobnie w piwnicy i usiłował porwać Jonbenet, gdy wszyscy zasnęli. Miał zatem dużo czasu, aby napisać list, który zresztą mógł zostać stworzony tylko po to, aby utrudnić i namieszać w śledztwie. 
11. Mniej znanym faktem jest, że w notatniku Patsy Ramsey na jednej ze stron sprawca napisał "Mr. and Mrs." na górze strony, tak jakby chciał początkowo zaadresować list do obojga rodziców, lecz zmienił zdanie i zaczął nowy list zaadresowany tylko do Johna. 
Tego odkrycia dokonano dopiero, gdy Ramseyowie zostali poproszeni o dostarczenie próbek pisma i Patsy poszła przynieść swój notatnik. Gdyby to ona napisała list z pewnością pozbyłaby się "Mr. and Mrs." oraz w ogóle nie pokazałaby dobrowolnie tego notatnika policji, lecz dostarczyła inną próbkę pisma. 
12. Próbki pisma obojga rodziców zostały sprawdzone przez czterech ekspertów zatrudnionych przez policję w Boulder. Wszyscy wyeliminowali Johna, trzech z nich wyeliminowało Patsy, jednak jeden z nich nie był pewnien i ostatecznie stwierdził, że pismo porywacza jest momentami podobne do pisma Patsy, co oczywiście wywołało burzę i lawinę innych ekspertyz, które często były sprzeczne. Zawsze sądziłam, że podobieństwo pomiędzy pismem Patsy, a pismem porywcza jest tutaj znaczące. Douglas niestety nie poświęcił temu zagadnieniu zbyt wiele czasu w swojej książce.
13. Gdy rozeszła się wieść o porwaniu do domu Ramseyów zaczeła napływac nie tylko policja, ale również liczni znajomi Ramseyów. Jeden z nich, Fleet White, zaczął sam przeszukiwać dom. W piwnicy zauważył wybite okno, przez które ktoś mógł dostać się do środka. Gdy Ramseyowie byli winni byłaby to dla nich idealna okazja, aby zasugerować, że to włamywacz je wybił i tak dostał się do środka. John Ramsey przyznał jednak, że to on pewnego dnia wrócił do domu, zorientował się, że zapomniał kluczy, a ponieważ Patsy i dzieci nie było w domu, zbił okno w piwnicy, aby dostać się do środka.
14. Nie istnieją żadne dowody na to, że Ramseyowie kiedykolwiek dopuścili się przemocy czy nad użyć wobec swoich dzieci. Pytano o to lekarzy rodzinnych obojga dzieci, znajomych i rodziny. Nikt nie zgłosił niczego nadzwyczajnego. Według Douglasa, ludzie, którzy zamordowaliby dziecko w tak brutalny sposób, poprzez powolne zaciskanie sznura na szyi, oraz uderzenie w głowę, musieliby wcześniej zdradzając jakieś objawy skłonności do przemocy i wybuchowości. Państwo Ramsey byli jednak wzorowymi rodzicami. 
15. Bardzo popularną teorią jest teoria, że to brat JonBenet, Burke, zabił siostrę, a Ramseyowie upozorowanie porwanie, aby go chronić. Na tej teorii, która wydawała mi się zawsze mieć jakiś sens, John Douglas nie pozostawia suchej nitki. Burke miał zaledwie dziewięć lat, był zbyt mały, aby mieć siłę zacisnąć tak mocno sznur na szyi siostry, czy też uderzyć ją w głowę i doprowadzić do poważnego pęknięcia czaszki. Burke nie miał też żadnego motywu, nigdy wcześniej, ani później, nie było żadnych skarg, aby próbował zrobić komuś krzywdę, czy zdradzał poważne problemy z zachowaniem czy agresją. 
(Wiem, że istnieje wywiad Dr. Phila z dorysłym już Burkiem, w którym chłopak zachowuje się dosyć dziwnie. Nie piszę tutaj o tym, ponieważ chciałabym tu tylko w skrócie zreferować opinię Johna Douglasa, a on nie odniósł się do tego wywiadu. Mówię o tym jednak w filmie, gdzie trochę szerzej gadam o całej sprawie)
Dodatkowo, w dni zaginięcia JonBenet, Burke obudził się około 8 rano, gdy w domu było już pełno policji i znajomych. Chcąc oszczędzić Burkowi stresu, Patsy poprosiła znajomych, aby zabrali go do ich domu i zajęli się nim. Gdyby Burke był winny rodzice nigdy nie spuściliby go tak szybko z oczu - znając dzięcięcą tendencję do gadatliwości, Patsy obawiałaby się, że Burke będąc w towarzystwie znajomych chłapnie coś, co wzbudzi ich podejrzenia. Gdyby Burke był istotnie winny, rodzice mieliby potrzebę mieć go przy sobie, aby go chronić i mieć pewność, że nie wyda ich sekretu.
16. Douglas również szybko rozprawia się z teorią, że do śmierci doszło w wyniku domowego wypadku. Według tej teorii Patsy Ramsey, będąc zestresowaną całym świątecznym zamieszaniem, zdenerowała się na JonBenet za zmoczenie łóżka. Dziewczynka istotnie miewała z tym problemy. Podczas przebierania przemoczonych ubrań dziewczynka upadła i uderzyła się w głowę, tracąc przytomność. Patsy błędnie stwierdziła, że dziewczynka nie żyje i, bojąc się konsekwencji, zdecydowała się upozorować porwanie. Napisała list i ukryła ciało córki w piwnicy. W pewnym momencie odkryła, że JonBenet wciąż jednak żyje i postanowiła dobić ją przy użyciu sznurka przywiązanego do kawałka swojego pędzla malarskiego. Krew na bieliźnie Jonbenet miała wziąć się stąd, że Patsy myjąć ją po zasikaniu łóżka zbyt mocno w gniewie potarła ręcznikiem części intymne córki. Według Douglasa ta wersja wydarzeń nie ma wiele sensu. Naturalną reakcją Patsy, gdyby jej córka uległa wypadkowi, byłby wezwanie policji. Żadne z rodziców nigdy nie popełniło przestępstwa, więc stworzenie tak skomplikowanego planu porwania może mogło wydarzyć by się w filmie, ale nie w prawdziwym życiu.
Nie wiemy, czy JonBenet miała tej nocy wypadek ze zmoczeniem łóżka. Jej łóżko było suche. Znaleziono mocz na jej bieliźnie i getrach, które miała na sobie, ale do oddania moczu mogło również dojść w czasie śmierci. Jest to dosyć powszechne.
Najważniejszym argumentem tutaj jednak jest brak krwi. Jeżeli JonBenet doznała urazu głowy w wyniku wypadku, w miejscu, w którym do wypadku doszło, musiało być dużo krwi. Rany głowy bardzo silnie krwawią. Nawet bardzo dokładne sprzątanie zostawiłoby jakieś ślady. Gdyby Ramseyowie istotnie posprzątali miejsce zbrodni, gdzieś musieliby ukryć ścierki czy ręczniki, których użyliby do  sprzątania. Nic takiego nie zostało jednak znalezione. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że uderzenie w głowę zostało zadane w momencie, gdy JonBenet była już martwa, albo na kilka chwil przed jej śmiercią. Rany zadane pośmiertnie nie krwawią. Lekarz przeprowadzający autopsję potwierdził również, że rana na głowie JonBenet nie była raną charakterystyczną dla ofiar upadku, a raczej uderzenia tępym, podłóżnym narzędziem, jak na przykład duża latarka lub pałka. 
17. John Ramsey w żadnym wypadku nie zgodziłby się pomóc w zatuszowaniu mordestwa swojej córki, ze względu na swoje wcześniejsze doświadczenia. Kilka lat wcześniej, w wypadku samochodowym, zginęła jego dorosła córka z poprzedniego małżeństwa. John bardzo mocno to przeżył i długo żył w żałobie. 
18. Sprawa ananasa. Na stole w kuchni Ramseyów znaleziono miskę z kawałkami ananasa. Fragmenty tego owocu zostały również znalezione w żołądku JonBenet. Jednak żadne z rodziców nie przyznaje się do podania córce ananasa. Często jest to podawane jako dowód na to, że to najpewniej Burke wstał w nocy i podał go JonBenet, więc Burke musi być zamieszany w morderstwo. Douglas zauważa jednak, że mogło wydarzyć się o wiele więcej rzeczy: JonBenet mogła sama wstać w nocy i go zjeść, mógł podać go jej włamywacz, lub jedno z rodziców, które w wyniku szoku zwyczajnie o tym zapomniało.
19. Na bieliźnie, getrach i pod paznokciami JonBenet znaleziono DNA niezidentyfikowanej osoby. Na kocu, w który zawinięto jej ciało, znaleziono włos łonowy. Wszystko to, oczywiście, może nie mieć żadnego znaczenia. DNA i włosy stale przenoszą się i pokrywają wiele rzeczy w naszych domach. Istnieje opcja, że DNA na ubraniu JonBenet znalazło się tam jeszcze w procesie produkcji i należy do przypadkowego pracownika fabryki. DNA mogło też należeć do, któregoś koleżanki lub kolegi JonBenet, z którymi ta się bawiła. Douglas uważa jednak, że  policja powinna była przywiązać większą wagę do tego, że na ofierze znaleziono sporo obcego materiału DNA. Powinnien to być dla nich znak, że należy nie tylko skupić się na rodzicach, jako podejrzanych, ale również poświęć więcej czasu, na zbadanie innych opcji.
20. Na bieliźnie JonBenet znaleziono niewielkie ślady krwi. Nie została zgwałcona, jednak krew wskazuje na to, że doszło do jakiejś formy molestowania, na przykład wprowadzenia palca do pochwy. To może wskazywać na to, że miało to być przestępstwo na tle seksualnym, a stworzenie notatki z żądaniem przyszło mordercy do głowy z nudów, gdy czekał na stosowny moment, aby porwać JonBenet.
21. Inny policjant, Lou Smit, również zgodził się z opinią Douglasa. Lou Smit znalazł chyba najbardziej intrygującą poszlakę: studiując zdjęcia z autopsji JonBenet zauważył coś, co inni przeoczyli. Dwie identyczne, dziwne rany, jedną z boku szyi, tuż poniżej szczęki, oraz drugą w lewej, dolnej części jej pleców. Rany miały postać dwóch identycznych kropek, oddalonych o dokładnie 3,5 centymetra od siebie. Lou Smith skonsultował zdjęcia z kilkoma specjalistami, i doszedł do jednego wniosku - rany te zostały odniesione na skutek porażenia paralizatorem. Smitowi udało nawet odnaleźć model paralizotora stworzyłby rany o dokładnie takim wyglądzie: Air Taser Model 3400. Lou przejrzał również ostatnie fotografie JonBenet zrobione przed jej śmiercią i odkył, że dziewczynka zdecydowanie nie miała ich wcześniej  na szyi. Ramseyowie nie posiadali paralizatora, więc  sprawca musiał go przynieść ze sobą. 
Dla podsumowania. Tak według Johna Douglasa wyglądało morderstwo:
Nieznany sprawca włamał się do domu przez rozbite okno w piwnicy.
Zanim porwał JonBenet kręcił się po domu, napisał dziwny list z żądaniem okupu i, korzystając z pędzla Patsy Ramsey, tworzy garotę.
Nie jest jasne, jaki był jego motyw. To mógł być ktoś zaburzony, kto żywił nienawiść do Johna Ramsey z jakiegoś powodu, lub pedofil, który miał obsesję na punkcie JonBenet.
Gdy wszyscy śpią porywa JonBenet, unieruchamiając ją wcześniej paralizatorem. Zanosi ją do piwnicy. W którymś momencie również zakleja jej usta taśmą i krępuje jej ręce. Dochodzi też do molestowania.
Prawdopodobnie planuje wynieść ciało JonBenet przez okno w piwnicy, lecz coś idzie nie tak. Nie jest w stanie jej kontrolować, JonBenet zaczyna mu się wyrywać lub nie jest w stanie przenieść jej przez niewielkie okno. Obawiając się, że może zostać złapany, zabija dziewczynkę i ucieka. 

Ponieważ temat jest bardzo obszerny nagrałam też film, w którym szerzej opowiadam o tej sprawie. Jeżeli macie jakieś ciekawe kontragumenty to piszcie! Może powstanie kolejna część :)

Sunday, April 28, 2019

#109 Gdzie jest Wanda Szeptun?

Sprawa zaginięcia czterdziestoletniej Wandy Szeptun to jedna z tych spraw, o których piszę tu najchętniej. Zaginięcie  pani Wandy zdecydowanie nie uzyskało rozgłosu, jaki powinno było. Jeżeli tym postem zainteresuję chociaż kilka osób, które wcześniej o niej nie słyszały, zdecydowanie będzie warto. Zawsze uważam to za bardzo przykre, że duży rozgłos zyskują tylko wybrane sprawy, a przecież ludzie giną codziennie i każdy z nich zasługuje na uwagę.
O zaginięciu pani Wandy, czy samej pani Wandzie, nie ma zbyt wielu informacji, a te, które można znaleźć są często sprzeczne. Wanda Szeptun, matka dwóch córek, wybrała się ze znajomymi na ognisko na plaży nad jeziorem Nyskim, pomiędzy miejscowościami Głębinów i Wójcicami, w województwie Opolskim.

25 kwietnia 2009 roku na ognisko (według innych źródeł - grilla) poza panią Wandą i jej mężem Jackiem przyszły dwie inne pary. Wszyscy znali się z pracy, a powodem do świętowania tego dnia były urodziny lub imieniny jednego ze znajomych. 
Wieczór miał minąć bez żadnych szczególnych wydarzeń. Wszyscy pili piwo i co jakiś czas chodzili w pobliskie krzaki za potrzebą. Około 22:00 (według innych źródeł znów było to około 23:30) pani Wanda opuściła towarzystwo i udała się za potrzebą. Po jakimś czasie wszyscy zorientowali się, że pani Wanda zniknęła na dosyć długo. Przypuszczam, że mogło upłynąć sporo czasu zanim zorientowano się, że kobieta zniknęła. Zwykle podczas imprez, gdy wszyscy dobrze się bawią czas płynie dużo szybciej. Wypity alkohol może sprawiać, że zwracamy mniejszą uwagę na to, co się wokół nas dzieje. Według informacji podanej na stronie na Facebooku "Zaginieni Polska cały Świat" pani Wanda miała również zaraz wracać samochodem do domu z innymi uczestnikami ogniska. 
Po  tym, gdy przeszukanie najbliższej okolicy i nawoływanie pani Wandy nie przyniosły skutku, około 1 rano wezwano policję. Patrol policji dotarł na miejsce jednak dopiero po 3:00, ponieważ plaża, na której szóstka przyjaciół urządziła ognisko była dzika, trudno dostępna i powstał problem z wyjaśnieniem policjantom, jak mają dotrzeć na miejsce. 
Przeszukano okolice jeziora, później również z wykorzystaniem psów tropiących, które jednak nie podjęły tropu. Kilka lat później przeszukano również wysepki, które widać na załączonej mapie.
W niektórych źródłach można przeczytać, że po zaginięciu pani Wandy nie znaleziono w obozowisku żadnej z jej rzeczy, które miała ze sobą zabrać. Ubrań na zmianę, kosmetyków, torby. Mogłoby to wskazywać na to, że pani Wanda oddaliła się od grupy celowo i zabrała swoje rzeczy. Natomiast okazuje się, że rzeczy pani Wandy tam nie było, ponieważ zwyczajnie niczego ze sobą nie zabrała. Nie planowała zostać nad jeziorem na noc. Spotkanie było tylko formą imprezy w plenerze i pani Wanda planowała tej nocy wrócić do domu. 
Obecnie wszyscy uczestnicy ogniska, również Jacek, mieszkają obecnie na terenie Niemiec, podobno jednak nie mają ze sobą kontaktu. Jest to często podawane, jako argument za tym, że mogą oni mieć jakąś wiedzę o tym, co stało się tamtej nocy, jednak zdecydowali się milczeć. 
Wątpliwość budzi też czasem fakt, że zdecydowano się wezwać policję już jakieś 2 godziny po odkryciu zaginięcia pani Wandy. Wiele osób uważa, że najpierw spędziłoby więcej czasu na poszukiwaniach, zanim wezwałoby policję. Ja akurat tutaj się nie zgadzam. Gdyby mój partner lub partnerka zaginęli po tym, gdy mieli oddalić się w krzaki za potrzebą na tylko kilka minut, pewnie też bardzo szybko wzywałabym policję. Zwłaszcza, że picie alkoholu w pobliżu zbiornika wodnego zawsze kojarzy mi się w jeden sposób. Ale możliwe, że czytanie i pisanie osobach zaginionych przez kilka lat, spowodowało, że stałam się przewrażliwiona. Każdy z nas zapewne zachowałby się w takiej sytuacji trochę inaczej. Ja jednak jestem zdania, że wezwanie policji tak szybko było odpowiednim krokiem. 
Sprawa pani Wandy pozostaje do dziś nierozwiązana. Osobami najbardziej zaangażowanymi w sprawę są obecnie córki zagionej, które wierzą, że ich mama wciąż żyje. W jedynym z wywiadów wyznały też, że nie przyjmują do wiadomości, że matka mogłaby bez słowa uciec i je zostawić. Dlatego podejrzewają, iż istnieje szansa, że pani Wanda mogła zostać porwana i jest gdzieś przetrzymywana. Dotarłam też do informacji, że pani Wanda na kilka tygodni przed zaginięciem wydawała się zmartwiona, nieobecna i sprawiała wrażenie, jakby coś ją dręczyło. To może wskazywać na to, że pani Wanda istotnie coś rozważała. Może ucieczkę, może samobójstwo. Ucieczka jednak pozostawiłaby jakiś ślad cyfrowy. Obecnie praktycznie niemożliwe jest wyjechanie i rozpoczęcie owego życia bez pozostawienia najmniejszego śladu po przygotowaniach do tego. Jeżeli natomiast było to samobójstwo, dlaczego przez tak długi czas nie znaleźliśmy ciała? 
Znaleźli się świadkowie, którzy widzieli kobietę odpowiadającą rysopisowi pani Wandy, spacerującą około 5 rano w pobliżu ujścia Nysy Kłodzkiej do jeziora. Na mapie widać ją na południe od miejscowości Wójcice. Nie jest jednak pewne, czy była to pani Wanda, a świadkowie nie pamiętali w którym kierunku oddaliła się kobieta. W pobliżu znajdowuje się również żwirownia, która została dokładnie przeszukana. Jednak bez rezultatów.
Jedną z rzeczy, która mnie zastanawia jest to, czy jeżeli ktoś jakimś sposobem wpadłby do jeziora, jakie są szanse na to, że jego ciało w wypłynie na brzeg. Jeżeli przyjrzymy się mapie jeziora widzimy, że z jego wschodniej strony wypływa Nysa Kłodzka, która kontynuuje swój bieg, aż ostatecznie wpada do Odry. Jednak w miejscu, gdzie z jeziora Nyskiego wypływa rzeka znajduje się tama, więc teoretycznie, jeżeli ktoś wpadnie do jeziora Nyskiego jego ciało nigdzie dalej nie odpłynie. Co zwiększa szanse na odnalezienie.
Pytań w sprawie jest mnóstwo i bardzo chciałabym pewnego dnia przeczytać, że sprawa znalazła swoje rozwiązanie. Jest mi bardzo żal rodziny pani Wandy. W szczególności, że niedługo po zaginięciu znaleźli się w ich otoczeniu ludzie, którzy bez żadnych dowodów założyli, że to mąż zaginionej musi być winny. Rodzina spotkała się z prześladowaniami, które dotknęły również nastoletnie wtedy córki. Dziewczynki były nawet dręczone w szkole i przez jakiś czas zaprzestały nawet chodzenia na zajęcia.  
Mam zdecydowanie zbyt mało informacji, aby wysnuć tutaj jakąkolwiek własną teorię. Pani Wanda po prostu oddaliła się od grupy i nikt jej juz nigdy więcej nie widział. Często spotykam się z opiniami, że w tej sprawie można było zrobić więcej. Sprawa pani Wandy nie jest przez policję traktowania jako morderstwo, czy porwanie, a jako samowolne oddalenie się, co zmienia znacznie jej rangę. 
Mam nadzieję, że córki pani Wandy nie poddadzą się i będą walczyć  o odkrycie prawdy o zaginięciu ich mamy.









Źródła:
 https://www.youtube.com/watch?v=fpOBOBteL5c
 http://ktokolwiekwidzial.vod.tvp.pl/28161670/co-stalo-sie-z-wanda-szeptun-nad-jeziorem-nyskim
 https://newsbook.pl/2019/01/02/nie-tylko-jezioro-bylo-swiadkiem-zbrodni-2/
 https://www.facebook.com/1416527075112815/posts/personaliawanda-szeptunaktualny-wieklat-48data-zagini%C4%99cia20090425wiek-w-dniu-zag/1436276029804586/

Thursday, April 25, 2019

#108 Zaginięcie Justina Rhodes

Dzień dobry. Dziś film o zaginięciu pewnego młodego mężczyzny, który zniknął wracając z imprezy do domu i odnalazł się pół roku później w tym samym miejscu.

Monday, April 8, 2019

#106 Tajemnica z Solway Firth

Cześć! Przy okazji taki mały update, bo widzę, że zapomniałam wrzucić film o Tajemnicy z Solway Firth na bloga. Film już parę dni wisi na kanale, także zapraszam, jakby ktoś jeszcze nie widział.

#105 Zaginięcie Corrie McKeague


Ze sprawą zaginięcia młodego Szkota, Corriego McKeague, czuję szczególny związek. Najpewniej dlatego, że Corrie był zaledwie 12 dni młodszy ode mnie. 
Jego zaginięcie często wymieniane jest jako jedno z tych bardzo trudnych do wyjaśnienia i wręcz niemożliwych - Corrie zaginął po tym, gdy kamery zarejestrowały go wchodzącego do ślepego zaułka. Corrie już nigdy z niego nie wyszedł i nie był widziany od tego czasu. Istnieje jednak kilka teorii, co mogło się stać.



23 września 2016 roku Corrie, który mieszkał i pracował wtedy w lokalnej jednostce wojskowej, wybrał się na imprezę z przyjaciółmi w Bury St Edmunds, w hrabstwie Suffolk w Wielkiej Brytanii. Tego dnia przyjechał samochodem do centrum, z zamiarem zostawienia go tam noc. Początkowo Corrie miał przyjechać do miasta z przyjaciółmi, jednak w wyniku nieporozumienia w końcu przyjechał na miejsce własnym samochodem. Wieczór upłynął na dobrej zabawie, Corrie dobrze się bawił i był tak samo rozmowny i wesoły, jak zawsze. W jego zachowaniu nie było niczego nadzwyczajnego. Około 1 w nocy pijany Corrie oddzielił się od swoich równie pijanych przyjaciół. Ochroniarz w klubie "Flex", w którym bawił się McKeague pamięta, że wyprosił stamtąd chłopaka, ponieważ ten był zbyt pijany. Corrie jednak nie sprawiał kłopotów i nie był agresywny. Ochroniarz i Corrie ucieli sobie nawet małą pogawędkę na ulicy, po czym McKeague oddalił się.
Około 1:15 McKeague zaszedł do restauracji szybkiej obsługi Mammia Mia, gdzie zazwyczaj chodził, gdy był pijany. Kupił sporo jedzenia po czym zjadł je siedząc w bramie i najpewniej uciął tam też sobie drzemkę. Według rodziny i znajomych Corriego było to do niego bardzo podobne. Po imprazach często szedł coś zjeść w fast foodzie, po czym kręcił się pijany po mieście, zanim wrócił do domu.
Około 3:25 McKeague ostatni raz został zarejestrowany przez kamery na ulicy Brentgovel, gdy wszedł w małą ślepą uliczkę. Kamery nigdy nie zarejestrowały go wychodzącego.
Corrie miał cały weekend wolny i dopiero 26 września, w poniedziałek, jego koledzy z jednostki zorientowali się, że coś jest nie tak.  
Ślepa uliczka, w której ostatni raz widziany był Corrie (Google Maps)

 W niewielkim zaułku, w którym ostatni raz widziany był Corrie znajdowało się wtedy kilka samochodów i dużych kontenerów na śmieci. Większość budynków, które widzicie na zdjęciu to tyły różnych mały sklepów. Ten mały placyk służył głównie do celów rozładunkowych dla samochodów dostawczych. Wiemy na pewno, że Corriemu nie udało się w żaden sposób przejść przez któryś z budynków na drugą stronę, ponieważ wtedy zostałby zarejestrowany tam przez kamery. 
Ogólnie okolica okazuje się być naszpikowana kamerami. Od zaułka odchodzą trzy ulice i na każdej z nich znajduje się monitoring. Żadna z nich nie uchwyciła jednak Corriego. Początkowo wszystko wyglądało tak, jakby Corrie dosłownie rozpłynął się w powietrzu. I to dokładnie w miejscu, którego zasięg kamer nie obejmuje.
Pierwsza teoria, jaka pojawiła się w tej sprawie zmroziła wszystkim krew w żyłach. Analiza logowań z telefonu Corriego wykazała, że około godziny 7:00 rano w niedzielę (więc jakieś 4 godziny po tym, gdy Corrie widziany jest po raz ostatni) jego telefon pokonał 19 kilometrów z St Bury Edmund do Barton Mills. Około 8 rano przestał nadawać sygnał, czyli został albo wyłączony, albo zniszczony, albo padła w nim bateria. 
Mniej więcej o tej samej porze do zaułka zajechała śmieciarka. Zaistniała możliwość, że Corrie mógł schować się i zasnąć w konterze na śmieci, zostać przemielonym przez śmieciarkę i wywiezionym na wysypisko. Ciężko nawet wyobrazić sobie, jak okropna to musi być śmierć.
Jednak teoria szybko upadła. Firma, która zajmowała się wywozem śmieci pobierała opłaty na podstawie wagi śmieci, więc każdorazowo specjalnie czujniki w śmieciarce rejestrowały wagę  zbiórki (szczerze mówiąc, to nie wiedziałam, że śmierciarki są obecnie takie zaawansowane). Szybkie sprawdzenie zapisów z 24 września wykazało, że śmieci z kontenera w zaułku ważyły tylko 36 kilo, więc nie ma możliwości, aby znajdował się tam wtedy dorosły człowiek. Skąd zatem sygnał z komórki? Możliwe, że to sam telefon Corriego wylądował w konterze. Istnieje też opcja, że został zauważony przez na przykład obsługę śmieciarki, która go sobie przywłaszczyła.
Znajomi Corriego przyznali, że Corriemu zdarzyło się już wcześniej wskoczyć po pijanemu do kontenera za śmieciami. Jego rodzina zwróciła jednak uwagę, że Corrie również dbał bardzo o swój wygląd, a tej nocy ubrany był w jasne spodnie i koszulę. Kilka ulic dalej stało jego zaparkowane auto, więc gdyby Corrie chciał uciąć sobie drzemkę mógł udać się spać tam, zamiast wskakiwać do śmieci.
Rodzina Corriego bardzo podkreślała, że był on bardzo przyjazny i otwarty na ludzi. Jeżeli ktoś zaproponowałby mu podwiezienie, Corrie najpewniej przyjąłby propozycję. Chłopak miał dobre serce i zdarzało mu się już w przeszłości podwozić nieznajomych idących samotnie poboczem drogi. 
Z tego powodu przeszukano okolice wszystkich dróg prowadzących z Bury St Edmunds do jego jednostki wojskowej. Poszukiwania nie przyniosły żadnego przełomu w sprawie, jednak podczas nich natrafiono na spalone zwłoki mężczyzny upchnięte w walizce.  Na podstawie analizy DNA ustalono, że mężczyzną tym nie był McKeague. Niesamowite, na jak przerażające odkrycia można natrafić, jeżeli tylko zacznie się szukać.
Nieudane poszukiwania spowodowały, że powrócono do punktu wyjścia. Pomiędzy 3:00 a 5:00 rano 24 września poza Corriem koło zaułka przeszło dokładnie 39 osób. W Bury St Edmunds przez jakiś czas funkcjonował kiosk, do którego można było podejść i obejrzeć zdjęcia wszystkich świadków. Tym sposobem wielu z nich udało się zidentyfikować. Niestety nikt niczego nie zauważył i śledztwo znów utknęło w martwym punkcie.
Na dużą uwagę zasługuje również matka Corriego, która, sama będąc z zawodu policjantką, w zasadzie sama zaczęła prowadzić swoje niezależne śledztwo. Nie szczędziła też słów krytyki dla swoich kolegów po fachu, którzy w jej ocenie nie zrobili wystarczająco dużo, aby odnaleźć jej syna.
Przez jakiś czas podejrzewano również, że zaułek do którego zaszedł McKeague nie był przypadkowy: chłopak był aktywny na stronach dla swingersów i istniała możliwość, że z kimś się tam umówił. Policja analizowała dane z aplikacji, której używał McKeague, jednak bez rezultatu.
W lutym 2017 roku policja ogłosiła, że rozpoczna przeszukiwania wysypiska śmieci, na które najpewniej trafi telefon Corriego. Poszukiwania, planowane początkowo na około 10 tygodni, zajęły dokładnie dwa razy dłużej i kosztowały hrabstwo Suffolk ponad 1 milion funtów. W czasie poszukiwań natrafiono na czaszkę kobiety, pochodzącą z 1945 roku, jednak nie znaleziono żadnej rzeczy należącej do Corriego.
W marcu 2017 roku na światło wyszła przełomowa informacja. Początkowe informacje o tym, że ładunek z 24 września ważył zaledwie 36 kilo okazały się błędne. Ładunek w rzeczywistości ważył około 100 kilogramów, czyli w kontenerze mógł istotnie znajdować się człowiek. Po ujawnieniu tej informacji mama Corriego napisała na Facebooku, że obawia się, że może to oznaczać najgorsze. 
W lipcu 2017 roku zakończono poszukiwania. Policja ogłosiła, iż wierzy, że szczątki Corriego znajdują się gdzieś na wysypisku, jednak ponieważ jego ciało zostało przemielone przez śmieciarkę, rozłożyło się bardzo szybko i nie uda się go już odnaleźć.
Najsmutniejszy fakt zachowałam na koniec: dziewczyna Corriego, która podczas jego zaginięcia przebywała w Stanach, krótko po jego zaginięciu odkryła, że jest z nim w ciąży. 

 źrodła:
 https://www.bbc.com/news/uk-england-suffolk-46485229
 https://www.telegraph.co.uk/news/2018/10/09/corrie-mckeague-buried-landfill-police-conclude-unusually-heavy/
https://en.wikipedia.org/wiki/Disappearance_of_Corrie_McKeague
https://www.youtube.com/watch?v=UMEIf6Qec-c
https://www.youtube.com/watch?v=T8IqNvl-GTA
https://www.bbc.com/news/uk-england-suffolk-46485229
https://www.telegraph.co.uk/news/2018/07/31/corrie-mckeague-no-longer-missing-waste-disposal-system-says/

Thursday, April 4, 2019

#104 Zaginięcie Iwony Wieczorek


Muszę przyznać, że o sprawie Iwony Wieczorek przez bardzo długi czas nie miałam zamiaru w ogóle pisać. Po pierwsze dlatego, że nie jest to sprawa kryminalna, "o której nie wiedziałeś/łaś". Zawsze wolałam poświecać więcej uwagi sprawom mniej znanym. Miałam też wrażenie, że o Iwonie pisano już tyle razy, że zwyczajnie nie mam nic więcej do dodania. Jednak, gdy ostatnio przeczytałam, że sprawa zaginięcia Iwony została przekazana krakowskiemu Archiwum X, uznałam, że może jednak najwyższy czas i Iwonie poświęcić post. Ciężko uwierzyć, że od jej głośnego zaginięcia upłynęło już prawie 9 lat. 
Jeżeli wygooglujecie hasło "Iwona Wieczorek" zostaniecie wręcz zalani artykułami, często pisanymi przez brukowce próbujące przyciągnąć Was sensacyjnymi nagłówkami. Generalnie wszystkie informacje na temat Iwony są po prostu przytłaczające. Dlatego postanowiłam zebrać tutaj wszystkie najważniejsze fakty na temat zaginięcia Iwony i kilka popularnych teorii na temat tego, co mogło się z nią stać.
Iwona zaginęła we wczesnych godzinach porannych 17 lipca 2010 roku, w Gdańsku. W momencie zaginięcia miała zaledwie 19 lat. Tego roku skończyła liceum i lada dzień miała otrzymać wieści o tym, czy dostała się na studia.
Dzień wcześniej, 16 lipca, Iwona wybrała się imprezować ze znajomymi. Wieczorem spotkała się z koleżanką Adrią i jej trzema kolegami, których Iwona znała od jakiegoś miesiąca. Grupa najpierw udała się na działkę należącą do rodziny jednego z chłopaków. Około północy postanowili przenieść imprezę do znanego sopockiego klubu w Krzywym Domku. Nad ranem Iwona wyszła samotnie z imprezy, pomimo iż planowała, że wróci z Adrią, która była jej sąsiadką. Wydarzyło się coś, co wprawiło Iwonę w zły humor. Znajomi Iwony nie potrafili sobie przypomnieć, co zdenerwowało dziewczynę. Jednym z powodów mogło być to, że podczas pobytu w klubie Iwona dowiedziała się, że jej były chłopak bawi się w innym klubie w towarzystwie dziewczyn. Według innych doniesień Iwona nie bawiła się dobrze w towarzystwie trzech chłopaków: Pawła, Marka i Adriana, którzy byli znajomymi Adrii, lecz nie Iwony. Możliwe, że prawda leży gdzieś pośrodku. Przypuszczam, że oliwy do ognia mógł dolać wypity alkohol, a przyczyna kłótni i złego humoru Iwony mogła być błaha.
Kilka kamer w mieście zarejestrowało Iwonę idącą boso, z butami w ręce. Dziewczyna miała do przejścia około 6 kilometrów, nie wzięła jednak taksówki. Możliwe, że chciała ochłonąć po kłótni. Zaczynało już świtać, a na ulicach było sporo ludzi, więc Iwona nie miała powodu czuć się zagrożona. 
Ostatnią kamerą, która zarejstrowała Iwonę była kamera przy wejściu na plażę nr. 63 i to właśnie z tej kamery pochodzi słynne na całą Polskę zdjęcie "mężczyzny z ręcznikiem".


Mężczyzna widoczny na zdjęciu początkowo był uznawany za podejrzanego, obecnie poszukiwany jest w charakterze świadka. Pomimo iż zdjęcie było bardzo często pokazywane w całej Polsce, nigdy nie udało się ustalić jego tożsamości. Mężczyzna z ręcznikiem jest jedną z ostatnich osób, które widziały Iwonę i może być kluczowym świadkiem w sprawie. Dlaczego jednak nigdy się nie ujawnił? Opcja jest kilka. Pierwsza jest oczywiście taka, że to on jest odpowiedzialny za zaginięcie Iwony. Równie dobrze jednak mógł nie mieć z tym nic wspólnego i z jakiegoś powodu nigdy nie dowiedział się, że jego osoba narobiła sporo zamieszania. Możliwe, że nasz świadek nie śledzi wiadomości w prasie i telewizji i nie miał też żadnej bliskiej osoby, która by go na zdjęciu rozpoznała. Istnieje też szansa, że mężczyzna z ręcznikiem już nie żyje. Mógł również nie być Polakiem, a na przykład turystą z innego kraju, który kilka dni później wrócił do domu i żyje sobie gdzieś spokojnie nie mając pojęcia jakiego zamieszania narobił. Albo może właśnie ma pojęcie, jakiego zamieszania narobił i celowo ukrywa się, bojąc się, że zostanie niesłusznie skazany za morderstwo. W jednym ze źródeł przeczytałam, że policja wykluczuła go jako podejrzanego, ponieważ niedługo po tym, gdy jest widziany idący za Iwoną, inny monitoring uchwycił go w innym miejscu w mieście, więc nie miałby  wystarczająco dużo czasu, aby kogokolwiek porwać. Tej informacji nie jestem jednak pewna.
Znalazł się jeden świadek, który twierdził, że widział Iwonę i Mężczyznę z Ręcznikiem siedzących razem na ławce. Po chwili oboje wstali i rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Za Iwoną nikt nie szedł. Poniważ widziała to tylko jedna osoba, istnieją wątpiwości co do prawdziwości zeznania. Zdecydowanie wydaje mi się prawdopodobnym, że Iwona, zmęczona długim marszem bez obuwia, po prostu usiadła na chwilę na ławce, żeby odpocząć. Mężczyzna z ręcznikiem mógł zdecydować się do niej dosiąść, w szczególności, że też szedł boso i wyglądał na lekko pijanego. 
Wiele osób zwraca uwagę, że od momentu wyjścia Iwony z klubu do momentu, gdy jest widziana przy wejściu na plażę numer 63 upływa bardzo dużo czasu. Przeciętny człowiek przebyłby ten odcinek znacznie szybciej. Niektórzy spekulują, że może Iwona spotkała kogoś po drodze lub zahaczyła o jakąś inną imprezę. Moim zdaniem bardziej prawdopodobne jest, że robiła sobie przerwy i siadała na mijanych ławkach, żeby dać trochę odpocząć stopom. Przejście boso 6 kilometrów po betonie musi być raczej nieprzyjemne.




Zaginięcie Iwony nie zostało zauważone od razu. Wieczór wcześniej Iwona planowała, że albo wróci po imprezie do domu, albo prześpi się u Adrii. Gdy jej mama wychodziła tego dnia rano do pracy nie zmartwiła się jeszcze, że jej córka nie wróciła do domu. Zauważyła jednak, że poprzedniego dnia Iwona pożyczyła bez pytania jej buty. Zdenerwowała się i próbowała się do niej dodzwonić.  Telefon był jednak wyłączony. Mama Iwony myśląc zapewne, że córka śpi u Adrii, wyszła do pracy. Jej zaginięcie zostało odkryte dopiero popołudniu, gdy koleżanki i koledzy Iwony zorientowali się, że z nikim się nie skontaktowała od czasu wyścia z imprezy. Poszli więc do salonu fryzjerskiego, prowadzonego przez mamę Iwony, zapytać, czy może ona wie, co się z nią stało.
Wracając z klubu Iwona  wymieniała smsy i rozmawiała przez telefon z Adrią. Dziewczyny pogodziły się i Iwona postanowiła zostać na noc u Adrii, ponieważ nie chciała, aby jej mama zobaczyła ją pijaną. Rodziców Adrii nie było wtedy w domu. Iwona napisała też Adrii, że pada jej bateria w telefonie. I rzeczywiście, wkrótce jej telefon został wyłączony. Adria, przed pójściem spać, zostawiła na swoim balkonie klucze do mieszkania dla Iwony, tak aby ta mogła dostać się do środka, jeżeli Adria zdąży zasnąć. Gdy Adria obudziła się w południe odkryła, że klucze nadal leżą na balkonie.
Matka i ojczym Iwony zgłosili zaginięcie córki na policję, jednak nie czekali z założonymi rękami. Sprawdzili trasę, którą Iwona wracała tego dnia do domu. Szukali czegokolwiek, co mogło należeć do Iwony, w krzakach i w koszach na śmieci. Bezskutecznie. Początkowa praca policji często opisywana jest jako opieszała. Mama Iwony kilkukrotnie wspominała w wywiadach, że początkowo często słyszała od policjantów, że ich córka pewnie zabalowała i wkrótce wróci do domu. Istotnie, takie rzeczy często się zdarzają. Wiele zaginionych osób odnajduje się w ciągu nastepnych 48 godzin. Niestety w przypadku Iwony było inaczej, a mówienie takich rzeczy do zmartwionej matki było wtedy conajmniej nie na miejscu.
Iwona ostatni raz została zarejestrowana przez kamerę koło wejścia na plażę numer 63. Od domu dzieliło ją wtedy jakieś 1,5 kilometra. Od tego momentu Iwona mogła obrać conajmniej trzy drogi. Każda z dnich prowadziła przez park Ronalda Regana, albo wzdłuż niego, i to własnie tam skupiły się poszukiwania. Był to teren momentami gęsto zalesiony, więc zdecydowanie bardziej sprzyjał napaści niż deptak widoczny na nagraniu z kamery. Na załączonym nagraniu z monitoringu widzimy też, że w okolicy było zadziwiająco dużo ludzi, jak na wczesną porę: głównie inni imprezowicze wracający domu, ale też ludzie idący do pracy i firmy sprzątające. Widać nawet kobietę wyprowadzającą psa o tak wczesniej porzej.
Wydałoby się, że przeszukanie parku Regana może przynieść jakieś rezultaty - jednak niestety, nie natrafiono na najmniejszą rzecz należącą do Iwony. 
Wiele osób zwraca uwagę, że jeżeli Iwona została porwana, to raczej na pewno nie z parku. Do parku Regana nie da się wjechać samochodem. Uprowadzenie siłą dorosłej kobiety, trzymającej jeszcze szpilki w ręce, którymi można spokojnie wybić komuś oko, z okolicy, w której było sporo ludzi, wydaje się mało prawdopodobne. Bardziej prawdopodobną opcją wydaje się, że  została wciągnięta, lub wsiadła dobrowalnie, do samochodu przy drodze prowadzącej do jej domu.
Park Regana przeczesano wzdłuż i wszerz. Wykorzystano nawet helikopter z kamerą termowizyjną na wypadek, gdyby ciało Iwony zostało tam gdzieś zakopane. Bez rezultatów.
Przeprowadzono również test mający na celu sprawdzenie, czy ktoś znajdujący się pośrodku parku i krzyczący o pomoc zostanie usłyszany na ścieżkach wokół niego. Test wypadł pozytywnie. Jeżeli Iwona krzyczałaby o pomoc będąc w parku Regana ktoś najpewniej by ją usłyszał.
Kolejną teorią jest, że Iwona padła ofiarą wypadku i została potrącona przez samochód. Sprawca wypadku, obawiąjąc się konsekwencji, zapakował ciało Iwony do bagażnika i wywiózł je, aby je gdzieś ukryć. Należy tu chyba też wspomnieć o teorii, że Iwona została potrącona przez widoczny na nagraniach samochód firmy sprzątającej. Według tej teorii Iwona została potrącona, a jej ciało zapakowane na tył i wywiezione. Autorzy tej teorii próbowali nas przekonać, że na nagraniu widać ciało Iwony. Ja niestety nic szczególnego tam nie widzę. Ekipa sprzątająca była została też sprawdzona i wykluczona przez policję na początkowym etapie śledztwa.
Około 4:25 wzłuż deptaka przejechał patrol policji. Funkcjonariusze nie zauważyli niczego nadzwyczajnego.

Rankiem w dniu zaginięcia ojczym Iwony, mając otwarte okno, usłyszał rozmowę pomiędzy Adrią i Iwoną. Dlatego też był pewnien, że Iwona dotarła do domu i widziała się z Adrią. 
Adria jednak utrzymuje, że była wtedy sama i jedynie rozmawiała z Iwoną przez telefon. Znalazłam dwie wersje: wedłuj jednej Adria rozmawiała przez telefon używając głośnika w telefonie, więc ojczym był w stanie usłyszeć głos pasierbicy. Według drugiej wersji Adria rozmawiając przez telefon zwróciła się do Iwony po imieniu, więc ojczym dziewczyny założył, że Iwona musiała z nią tam być.
Wiele osób wierzy, że to znajomi, z którymi Iwona imprezowała tej nocy są odpowiedzialni za jej zaginięcie. Istnieje teoria, że Iwona była świadkiem czegoś, co jej się nie spodobało. Na przykład handlu narkotykami. I to właśnie spowodowało, że wyszła wzburzona z imprezy. Później, gdy prawie dotarła już do domu została zaatakowana przez kogoś ze swoich znajomych. Jednak analiza logowań z ich telefonów wskazuje, że wszyscy byli już w domach w czasie, gdy Iwona zaginęła.
Czerwoną kropką zaznaczono miejsce, w którym ostatni raz widziana jest Iwona. W kwadrat ujęto osiedle, na którym mieszkała.

Według innej teorii, za zaginięcie Iwony odpowiada jej były chłopak, Patryk. Patryk również imprezował tej nocy, a jego telefon logował się w miejscach, przez które przechodziła tego ranka Iwona. Patryk początkowo utrzymywał, że wrócił do domu około 1 rano, jednak logowania z jego telefonu wskazują na coś innego. Ostatecznie miał przyznać, że nie pamieta wszystkiego, co wydarzyło się tamtej nocy, ani też o której wrócił do domu. Miał być na to zbyt pijany, tak samo zreszą jak jego znajomi, z którymi imprezował - nikt nie potrafił podać zbyt wielu szczegółowych informacji. 
Jak pewnie sami widzicie - tropów w sprawie zaginięcia Iwony jest mnóstwo. Nie ma jednak żadnych konkretów. Nie potrafię wskazać, którą teorię uważam za  najbardziej prawdopodobną. Muszę jednak przyznać, że przychylam się do wersji, że do zaginięcia Iwony przyczynił się ktoś, kogo znała. Może była to jedna z wymienionych w tym poście osób, a może ktoś kogo nawet nie podejrzewamy - Iwonę wracającą do domu mógł zauważyć przejeżdzający przypadkiem znajomy lub sasiąd i zaproponować jej podwózkę do domu. Iwona raczej na pewno bezpiecznie przeszła przez park - nie potrafię sobie wyobrazić kogoś, czy nawet grupy ktosiów, przenoszących Iwonę przez park do ulicy, aby wsadzić ją do samochodu. Byłoby to bardzo ryzykowne i niebezpieczne biorąc pod uwagę, jak wiele innych osób znajdowało się wtedy w okolicy. 
Podsumowując, pokładam wielkie nadzieje w krakowskim Archiwum X, które już nieraz pokazało na co je stać. Jeżeli im nie się posunąć sprawy chociaż trochę do przodu i natrafić na coś, co zostało wcześniej przeoczone, sprawa Iwony może, niestety, pozostać nierozwiązana.


źrodła:
https://trojmiasto.onet.pl/31-powodow-przez-ktore-sprawa-iwony-wieczorek-jest-tak-trudna/6mddp2l
 https://www.reddit.com/r/UnresolvedMysteries/comments/2xcq9b/iwona_wieczorek_the_biggest_dissapearance_mystery/
 http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35612,16310957,Dziwny_zbieg_okolicznosci_ws__Iwony_Wieczorek___To.html
 https://www.focus.pl/artykul/sprawe-iwony-wieczorek-mozna-bylo-wyjasnic
 https://dziennikbaltycki.pl/sledczy-archiwum-x-z-krakowa-zajma-sie-sprawa-zaginionej-iwony-wieczorek-dziewczyna-zaginela-w-2010-roku/ar/13949613
 https://www.kryminatorium.pl/zaginiecie-iwona-wieczorek/
"Listy Gończe", odc. 23 "Szukaj mnie, mamo"

Wednesday, March 13, 2019

#103 Tajemnicza historia rodziny Tromp


Cześć! Dzisiaj film o zaginięciu pewnej rodziny z Australii. Rodzina Tromp opuściła w pośpiechu swoją farmę w Silvan, jakby ktoś zagrażał ich życiu. Jednak nie ma żadnych dowodów, aby tak było. Co się z nimi stało?

Thursday, March 7, 2019

#102 Tajemnicze zaginięcie Brandona Lawsona

Przygotujcie się na dosyć zagmatwaną sprawę, bo zaginięcie Brandona Lawsona to jedna z tych historii, w które ciężko w ogóle uwierzyć.
 
Brandon i Ladessa
Brandon zaginął w 2013 roku, gdy miał 26 lat, koło San Angelo w Teksasie. Mieszkał razem ze swoją długoletnią partnerką  Ladessą Lofton i czwórką swoich dzieci (jednym z innego związku, oraz trójką ze związku z Ladessą).
8 sierpnia Brandon wrócił wieczorem do domu i wdał się w awanturę ze swoją dziewczyną. Powodem był fakt, że Lawson poprzedniego dnia nie wrócił na noc do domu. Mężczyzna miał w przeszłości problemy z narkotykami i Ladessa obawiała się, że jej chłopak wraca do nałogu. 
Około 23:50 Brandon wyszedł z domu, wsiadł do samochodu i odjechał. O 23:53 wykonał telefon do swoich rodziców w Crowley, około 3 godziny drogi od San Angelo, mówiąc, że pokłócił się z Ladessą i, że jedzie spędzić u nich noc. Jego ojciec próbował go przekonać, aby, ze względu na późną porę, zawrócił do domu i postarał się pogodzić z Ladessą. Chwilę później do Brandona zadzwoniła też sama Ladessa próbując załagodzić sytuację i przekonać go, że jeżeli nie chce wracać do domu, to zamiast jechać do rodziców może spędzić noc u brata, który też mieszka w San Angelo. Brandon wydał się jednak nie ugięty i, pomimo iż w samochodzie kończyło mu się paliwo, kontynuował podróż do Crowley.
Ladessa następnie zadzwoniła do Kyle'a, wspomnianego brata Brandona, mówiąc, że bardzo się o niego martwi. 
O 12:38 Brandon sam zadzwonił do swojego brata mówiąc, że znajduje się na autostradzie 277, kilka kilometrów na południe od małego miasteczka Bronte i, że skończyło mu się paliwo i potrzebuje pomocy. Kyle tamtej nocy nie miał żadnych pieniędzy na swoim koncie bankowym i oczekiwał wypłaty dopiero następnego dnia rano. Nie mogąc kupić dla Brandona kanistra z benzyną, zabrał jeden pusty z domu Brandona i Ladessy. Postanowił pojechać po brata i zabrać go na stację benzynową, tak aby  Brandon mógł sam zapłacić za paliwo.
Około 1:10 Kyle i jego dziewczyna Audrey dotarli do samochodu Brandona. Auto było otwarte i istotnie w baku nie było paliwa. Nigdzie jednak nie było śladu Brandona. Ku zdziwieniu Kyla i Audrey, zaraz za nimi na miejsce przyjechał funkcjonariusz policji. Okazało się, że o 12:58 kierowca przejeżdzający obok samochodu Brandona zadzwonił na policję zgłosić, że na autostradzie 277 jest porzucone auto, które stwarza zagrożenie dla ruchu.
O 1:18 Brandon dzwonił na komórkę Audrey i powiedział jej, że jest w pobliżu.  Audrey przekazała telefon Kylowi. Brandon powiedział bratu coś w stylu "Jestem niedaleko, widzę was. Ukrywam się w polach i krwawię." Za Brandonem wydano kiedyś nakaz aresztowania z powodu używania narkotyków. Udało mu się jednak unikać policji i Kyle założył, że jego brat chowa się w pobliżu celowo, nie chcąc być wylegitymowanym przez policjanta. Kyle nie przywiązał też zbyt dużej wagi do wspomnianej krwi - założył, że jego brat podrapał się przedzierając przez krzaki.
Kyle informuje policjanta, że jego brat jest w pobliżu i za niedługo wróci do samochodu, zatankuje i odjedzie. Z powodu później pory funckojnariusz nie mógł nic zrobić, więc odjechał prosząc ich o pośpiech i informując, że jeżeli auto nadal będzie blokowało ulicę o 8 rano to zostanie zabrane przez lawetę.
Kyle i Audrey zostali w okolicy przez około godzinę, próbowali się dodzwonić do Lawsona i chodzili wzdłuż drogi wołając jego imię. Brandon jednak nie pojawił się, więc zostawili kanister na benzynę na masce jego samochodu i pojechali do domu z zamiarem wrócenia na miejsce po wschodzie słońca. Kyle wrócił na miejsce około 5 rano, lecz po Brandonie wciąż nie było śladu.
Brandon nie skontaktował się z nikim do dziś i nie wiemy, co mu sie przydarzyło. 
Trzy dni po zaginięciu Ladessa uzyskała dostęp do historii połączeń Brandona i odkryła, ku swemu przerażeniu, że Brandon tej nocy dzwonił na linię alarmową 911. Telefon został wykonany o 12:54, czyli zaledwie 15 minut przed tym, gdy na miejsce dotarł Kyle, Audrey i policjant. Nagranie jest na Youtube i każdy z nas może go posłuchać:
Jeżeli po odsłuchaniu wydaje Wam się, że prawie nic nie zrozumieliście, to nie jesteście sami. Poprosiłam kogoś, kogo pierwszym językiem jest angielski, o posłuchanie tego nagrania. Stwierdził on, że jedyne, co zrozumiał na pewno to zdanie "Skończyło mi się paliwo". Cała reszta jest trudna do zrozumienia i jest to raczej kwestia interpretacji i zgadywania. Dyspozytorka również niewiele zrozumiała z tego bełkotu i słyszymy ją proszącą o powtórzenie. Brandon nie sprecyzował, gdzie jest, więc nigdy nie został wysłany patrol policji, sprawdzić, co się stało. Brandon sam przerwał połączenie i nigdy z powrotem już nie zadzownił. Dyspozytorka wielokrotnie próbowała się z nim skontaktować i zostawiła kilka wiadomości na skrzynce głosowej, jednak bez skutku. 
Internet jednak nigdy nie zawodzi i wspólnymi siłami udało się mniej więcej ustalić, co na nagraniu mówi Brandon:

911 Operator: 9-1-1-Emergency
Brandon: Yes, I’m in the middle of a field….[I/a state trooper/staper/bikers/State Street] just [pulled/pushed] some guys over….[we’re/they’re] out here goin’ towards Abilene on [both sides/Bronte side]. My truck ran out of gas. There’s one car here….[the guy’s/they got/I got] chasing [him/me] into the woods. Please hurry.
Operator: Ok, now run that by me one more….
Brandon: [There’ll be no talking to ’em. And, we’re not talking to ’em/Tell ’em I’m talking to ’em]. I [accidentally/totally] ran into ’em.
Operator: Oh, you ran into ’em? Ok.
[possible background noise]
Brandon: [They shot/Just/That’s] the first guy.
Operator: Do you need an ambulance?
Brandon: Yeah, No, I need the cops.

Po polskiemu byłoby jakoś tak:
Brandon: Jestem pośrodku pola. Ja/policjant stanowy/motocykliści/State Street właśnie zatrzymałem/uderzyłem jakichś kolesi. My/oni tutaj jadą w kierunku Abilene po dwóch stronach/po stronie Bronte. W moim samochodzie skończyła się benzyna. Jest tutaj jeden samochód. Koleś/Oni/ja gonią jego/mnie do lasu. Pospieszcie się proszę.
Operator: Ok, powtórz jeszcze raz.
Brandon: Z nimi nie ma gadania i nie rozmawiamy z nimi. Ja przypadkiem/totalnie na nich wpadłem.
Operator: Wpadłeś na nich? Ok
Brandon: Oni zastrzelili/Po prostu/To jest pierwszy facet.
Operator: Potrzebujesz karetki?
Brandon: Tak, nie, potrzebuję policji.

Pech tak chciał, że najbardziej istotnie słowa są niezrozumiałe i nikt nie jest pewny, co Brandon tak naprawdę mówi. Generalnie brzmi to tak, jakby ktoś go gonił.
Jezeli chcecie sami spróbować rozszyfrować co mówi Brandon, może Wam się przydać kilka wskazówek:
Nazwę miasteczka Bronte wymawia się nie jak nazwisko słynnych sióstr pisarek, lecz bardziej jak "Bront" ."E" na końcu jest nieme.
State Trooper to określenie na policjanta stanowego. Gdzieś przeczytałam, że Staper to slangowe określenie na policjanta. Jednak ludzie w Teksasie najczęsciej mówią na policję "Cops", "Rangers" lub "DPS".
Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że nie jest to State Trooper ani "Staper" a "State Street". Autostrada 277 nazywa się właśnie "State Street".
Droga, którą przypuszczalnie przebył Brandon Lawson
Ponieważ cała historia robi się trochę zagmatwana spróbujmy wszystko zwięźle podsumować, zanim przejdziemy dalej :

23:50 - Brandon opuszcza swój dom po kłótni i dzwoni do swoich rodziców.
00:38 - Brandon dzwoni do Kyla, powiedzieć, że skończyło mu się paliwo i potrzebuje pomocy.
00:54 - Brandon dzwoni na 911 i prosi o pomoc.
00:58 - zaledwie kilka minut po telefonie Brandona na 911, przypadkowy mężczyzna przejeżdża koło porzuconego samochodu i dzwoni na policję z powodu zagrożenia na drodze.
1:10 - mniej więcej równocześnie na miejsce docierają  Kyle, Audrey i policjant. Nikt z nich nie wie o telefonie na 911.
1:18 - Brandon dzwoni na telefon Audrey i rozmawia z Kylem. Mówi, że widzi ich, bo jest gdzieś w pobliżu. Kyle myśli, że Brandon umyślnie chowa się, żeby nie zostać wylegitymowanym, więc usiłuje zbyć policjanta.
Brandon jednak nie ujawnia się po odjeździe policjanta i nigdy więcej z nikim się już nie kontaktuje. Około 3 rano jego telefon został wyłączony, lub padła w nim bateria. Pomiędzy północą a pierwszą nad ranem Brandon zadzwonił kilka razy do Ladessy, jednak ta nie odebrała. Wychodząc z domu Brandon zabrał jedyną działającą domową ładowarkę, więc Ladessa musiała podłączyć telefon do ładowarki samochodowej w jej aucie i zostawić go tam na noc. Wstała około 4 rano i skontaktowała się z Kylem, aby zapytać, czy znalazł Brandona. Wielka szkoda, że Ladessie nie udało się odebrać żadnego z tych telefonów - mogłoby to rzucić więcej światła na sprawę.
Zatem, co stało się z Brandonem i gdzie jest?
Kyle później wyznał, że nigdy nie zostawiłby tak swojego brata i kontynuował poszukiwania do skutku, gdyby wiedział o telefonie na 911. Jednak tamtej nocy założył, że Brandon chowa się z własnej woli i pojawi się, gdy jest bezpiecznie. 
Fakt, że Brandon zaginął i, że wykonał bardzo dramatyczny telefon na linię alarmową sugeruje, że był w niebezpieczeństwie. Z nagrania możemy wywnioskować, że ktoś go goni lub mu zagraża. Możliwe, że czekając, aż brat  przywiezie mu paliwo, wpadł na kogoś, kto chciał go okraść lub zrobić mu krzywdę. Jednak, gdy zaledwie kilka minut po telefonie na 911 koło porzuconego samochodu przejechał przypadkowy kierowca, w pobliżu samochodu Brandona nie było żadnego innego. Okolica jest dosyć odludna, więc szansa, że teoretyczny atakujący przyszedłby tam o sile własny nóg jest dosyć mała. Jeżeli ktoś tam był, zapewne wsiadł w samochód i szybko odjechał, inaczej zostałby zauważony. Poza tym, gdyby istotnie ktoś tam był i gonił Brandona. Dlaczego ten nie zadzwonił jeszcze raz na 911? Wiemy, że jakieś 20 minut później rozmawiał z Kylem i był na tyle blisko, że nawet go widział. Jedynym oświetlonym miejscem w okolicy była droga. Jeżeli Brandon chował się gdzieś w krzakach mógł spokojnie dostrzec włączone światła w aucie Kyla, w momencie, gdy Kyle nie miał szans na dostrzeżenie Brandona. Gdyby istotnie był tam ktoś jeszcze, kto goniłby Brandona i chciał zrobić mu krzywdę, dlaczego Brandon nie ostrzegł przed tym swojego brata? I dlaczego nie pobiegł w ich stronę? W szczególności, że był tam też uzbrojony policjant, który zapewniłby im obronę przed ewentualnym szaleńcem w krzakach.
Co zatem stało się z Brandonem?
Wiele może nam powiedzieć jego sytuacja rodzinna i styl życia. Brandon nie miał łatwego życia. Nie wiemy zbyt wiele o jego związku czy dzieciach - wiadomo, nie ma sensu dodatkowo krzywdzić jego bliskich rozstrząsając ich życie prywatne w prasie. Jednak to, co wiemy buduje niezbyt szczęśliwy obraz. Brandon związał się pierwszy raz z Ladessą, gdy miała 15 lat, a on 16. Byli razem przez dziesięć lat i mieli 3 dzieci. Wychowywali również jedno dziecko Brandona, które miał z inną kobietą. Lawson został ojcem w bardzo młodym wieku, co na pewno miało duży wpływ na to, jak potoczyło się jego życie. Nie chcę za bardzo roztrząsać tej sprawy, bo jego dzieci nie są niczemu winne. Chcę tylko podreślić fakt, że musiał czuć ogromną presję. Mieć zaledwie 26 lat i czwórkę dzieci na utrzymaniu to niemałe wyzwanie - Brandon pracował przy wydobyciu ropy naftowej i, według Ladessy, tuż przed zaginięciem pracował po 95 godzin tygodniowo (!), co daje około 13,5 godzin dziennie, jeżeli pracował 7 dni w tygodniu. Było to jednak tymczasowe, ponieważ Brandon był w trakcie zmieniania pracy i już wkrótce miał zacząć inną i pracować w bardziej ludzkich godzinach. Dodatkowo, Lawson miał w przeszłości problemy z narkotykami. Aby dostać nową pracę musiał przejść testy na obecność narkotyków w organizmie - przeszedł je pomyślnie, więc w dniach poprzedzających zaginięcie był raczej "czysty".
Jeżeli spojrzymy jeszcze raz na czas wydarzeń - Brandonowi zajęło prawię godzinę dotarcie do miejsca, gdzie porzucił samochód. Jednak Kyle i Audrey dotarli tam w około 20-30 minut. Kyle również mieszkał w San Angelo, więc jakim cudem dotarł on tam tak szybko? Albo raczej, co zajęło Brandowi tak dużo czasu?
Przeczytałam gdzieś, że niedługo po wyjściu z domu Brandon zadzwonił do swojego sąsiada (cała treść rozmowy nie jest znana, więc przypuszczam, że Brandon nie powiedział podczas niej niczego istotnego). Powiedział jednak, że siedzi w samochodzie na parkingu sklepu Walmart w San Angelo. Możliwe, że to właśnie tam spędził około 20 minut. Niektórzy sugerują, że może kupił tam narkotyki i je zażył. W porzuconym samochodzie nie znaleziono żadnych śladów po narkotykach, natomiast możliwe, że Brandon zwyczajnie dopilnował, żeby tak było, aby uniknąć kłopotów.
Ergo, mamy mężczyznę pracującego dużo ponad swoje siły, prawdopodobnie bardzo zmęczonego i śpiącego bardzo mało. Mężczyzna ten jest wzburzony po kłótni i kończy mu się benzyna w aucie, w środku nocy, na pustej drodze pośrodku niczego. Brzmi to jak przepis na omamy wzrokowe i słuchowe. Brandon mógł sobie wyobrazić, że ktoś go goni i chce go zabić. Zauważcie, że podczas telefonu na 911 dużo mówi o tym, że są tu jacyś "oni". Bardzo typowe dla osób ze schizofrenią i podobnymi zaburzeniami. Z czymś podobnym spotkaliśmy się między innymi przy sprawie YOGTZE. Prawdopodobnym wydaje mi się, że Brandon zaczął mieć jakieś omamy i wyobraził sobie, że jest tam ktoś, kogo w rzeczywistości nie było. Możliwe też, że gdy czekał w samochodzie na brata, ktoś zatrzymał się, aby zapytać, czy Brandon potrzebuje pomocy. Ten jednak wystraszył się i uciekł, wyobrażając sobie, ze ktoś chce mu zrobić krzywdę. Ta osoba mogła po prostu wsiąść do samochodu i odjechać. Nigdy nie usłyszała o zaginięciu Brandona (co by nie mówić, Teksas jest bardzo duży) i nie zgłosiła się na policję. 
Rozmawiając z Brandonem, Kyle zinterpretował jego informację o tym, że krwawi tak, że Brandon prawdopodobnie przewrócił się lub podrapał przedzierając się przez krzaki. Na plakacie o zaginięciu Brandona widać, że okolica była bardzo dzika i nierówna. Łatwo byłoby zrobić sobie tam krzywdę.
Jednak, jeżeli Brandon nie był w żadnym rzeczywistym niebezpieczeństwie, a jedynie cierpiał na urojenia. Czemu już nigdy się nie odnalazł? W sierpniu w Teksasie temperatura powietrza oscyluje w granicach 30 stopniu Celsjusza. W takich warunkach, bez jedzenia, picia i nakrycia głowy, nie można odejść zbyt daleko. Dodatkowo przedzieranie się przez krzaki bardzo nas spowalnia, Brandon nie mógłby odejść zbyt daleko, zwyczajnie straciłby przytomność z odwodnienia i wystawienia na prażące słońce w ciągu dnia. Oczywiście zdarza się czasem, że osoby z zaburzeniami czy pod wpływem narkotyków wykazują się ponadprzeciętną siłą fizyczną. Dlatego bardzo duże połacie terenu zostały przeszukane. Ladessa uzbierała nawet pieniądze na wynajęcie helikoptera, który z góry dokładnie przeszukał okolice. Jednak bezskutecznie. Gdzie przepadł Brandon?
Istnieje też szansa, że Brandon jakimś cudem zaginął na własne życzenie. Problemy z narkotykami, nakaz aresztowania. Możliwe, że Brandon po prostu postanowił upozorować swoją śmierć i zacząć życie gdzieś indziej. Jeżeli tak się jednak stało, Brandon musiał mieć wspólnika. Podejrzewałabym tutaj głównie Audrey i Kyle'a. Wiemy jedynie z relacji tych dwójki, że Brandon nigdy nie wyszedł z ukrycia i się z nimi nie skontaktował. Mimo wszystko, Kyle i Audrey czekali sami na pustej drodze przez kilka godzin. Nie mam żadnych świadków, którzy mogliby potwierdzić ich słowa. Co jeśli Brandon wyszedł jednak z ukrycia po odjeździe policjanta, a Audrey i Kyle pomogli mu zniknąć? Musiałoby to być oczywiście bardzo złożone i zaplanowane wcześniej zadanie. Kłótnia z Ladessą, brak benzyny, telefon na 911 sugerujący niebezpieczeństwo, to wszystko mogło być tylko zasłoną dymną. Wiemy, że telefon i karty kredytowe Brandona nie zostały już nigdy więcej użyte, więc cała "operacja" musiałaby być bardzo dobrze przemyślana.
Czy jest to możliwe? Wydaje mi się, że jest. Jednak nie uważam tego za najbardziej prawdopodobną wersję.
Obawiam się, że Brandon jednak zginął gdzieś w okolicach Bronte i po prostu nie udało się znaleźć jeszcze jego ciała.
Co, według Was, stało się z Brandonem Lawsonem? I co słyszycie na nagraniu z 911?






Źródła:
 https://www.gosanangelo.com/story/news/local/2018/07/12/five-years-gone-disappearance-brandon-lawson-west-texas/630518002/
 https://www.reddit.com/r/UnresolvedMysteries/comments/7vl46z/unresolved_disappearance_brandon_lawson_timeline/
 https://theoremfact.wordpress.com/2018/01/06/the-disappearance-of-brandon-lawson/
 https://truenoirstories.wordpress.com/2016/06/14/brandon-lawson/
 

Sunday, March 3, 2019

#101 Zaginięcie Dannego Filippidis

Dziś bardzo ciekawa historia zaginięcia pewnego meżczyzny. Wygląda wręcz jak uprowadzenie przez kosmitów. 

 

Tuesday, February 26, 2019

#100 Smutna historia Georga Stinney



Większość z Was czytała zapewne "Zieloną Milę" Stephena Kinga, lub przynajmniej widziała filmową adaptację jego powieści. Mogliście jednak nie wiedzieć, że do napisania tej książki King został zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Jak to często też bywa,  rzeczywistość okazała się bardziej szokująca od fikcji. A to dlatego, że prawdziwy John Coffey, chłopak o nazwisku George Stinney, miał zaledwie 14 lat.
23 marca (gdzieś przeczytałam, że właściwie 24, lecz nie ma to zbyt dużego znaczenia) 1944 roku w niewielkim miasteczku Alcolu w Karolinie Południowej zaginęły dwie dziewczynki: jedenastoletnia Betty June Binnicker, oraz jej koleżanka, siedmioletnia Mary Emma Thames. Dziewczynki jeździły po okolicy na rowerach i zbierały kwiaty.  Tego popołudnia George i jego siostra Amie wypasali krowę na łące w pobliżu ich domu. W pewnymi momencie zostali zaczepieni przez Betty i Mary, które szukały w okolicy kwiatów passiflory. Rodzeństwo jednak nie wiedziało, gdzie rosną takie kwiaty, więc dziewczynki odjechały.
Gdy Betty i Mary nie wróciły wieczorem do domów, rozpoczęły się poszukiwania, w których wzięła udział spora część miasta. Gdy wieść o zaginięciu dotarła do rodziny Stinney, George powiedział rodzicom, że on i Amie spotkali wcześniej dziewczynki na łące. George i jego ojciec tego wieczoru dołączyli do poszukiwań. Dopiero rano, po wschodzie słońca, natrafiono na ciała Betty i Mary. Dziewczynki leżały w płytkim rowie, koło torów kolejowych przebiegających przez miasto.
Nie przetrwało zbyt wiele szczegółów dotyczących sprawy, jednak wiemy, że dziewczynki zmarły od obrażeń głowy zadanych ciężkim narzędziem. Starsza z nich została prawdopodobnie zgwałcona. Piszę "prawdopodobnie", ponieważ informacje na ten temat są niejednoznaczne.  A obdukcje w tamtych czasach często pozostawiały wiele do życzenia.
Kilka godzin po odkryciu ciał policja aresztowała dwóch podejrzanych - Georga Stinney i jego brata Johna. John jednak został wkrótce wypuszczony, a policja skupiła się na Georgu jako jedynym podejrzanym. Do aresztowania  miał doprowadzić fakt, że chłopiec widział ofiary dzień wcześniej, oraz że w Alcolu miał opinię raczej niesympatycznego chłopca.
Czternastolatek został przesłuchany i, według  relacji szeryfa, przyznał się do winy. Nie sporządzono jednak nigdy raportu czy transkryptu z rozmowy. Rodzicom nie pozwolono uczestniczyć w przesłuchaniu. Aresztowany chłopak był prawdopodobnie zastraszany, a gdy przyznał się do winy podobno nagrodzono go lodami. Według szeryfa pracującego przy sprawie George zaprowadził policjantów do miejsca przy torach, gdzie porzucił narzędzie zbrodni - fragment szyny kolejowej.
Zanim przejdę do jego procesu, musimy przyjrzeć się trochę miastu Alcolu. Na Amerykańskim Południu w 1944 roku przepaść pomiędzy białymi i czarnymi była wciąż głęboka jak Rów Mariański. Czarni i biali żyli w osobnych częściach miasta, mieli nawet osobne szkoły i kościoły. Czarny chłopak oskarżony o gwałt i morderstwo dwóch białych dziewczynek wywołał oczywiście wielkie emocje wśród białej populacji miasta - sprawa była tak poważna, że Stinney musiał zostać przetransportowany do aresztu w innym mieście, aby uniknąć linczu.
Proces Georga Stinney trwał tylko kilka godzin. Sędziowie z Ławy Przysięgłych podjęli decyzję w zaledwie 10 minut - uznali Georga za winnego podwójnego morderstwa. Chłopak został skazany na karę śmierci.
Zwykle, gdy przysięgli naradzają się tak krótko, przeciw oskarżonemu muszą istnieć jakieś solidne, niepodważalne dowody. Niestety nie wiemy, jak było w tym przypadku, ponieważ nie stworzono żadnego transkryptu z przebiegu procesu.
Całą historię mogła przypłacić życiem też rodzina Georga. W dzień aresztowania chłopca jego ojciec stracił pracę w miejscowymi młynie, nakazano mu też w trybie natychmiastowym opuścić dom pracowniczy. Całe miasto aż wrzało i rodzina zaczęła obawiać się, że i oni padną ofiarą linczu. Jeszcze tej samej nocy przeprowadzili się do krewnych w innej miejscowości.
Czy George Stinney był istotnie winny i krótki proces był spowodowany brakiem jakichkolwiek wątpliwości, co do jego winy? Czy może policja chciała złapać i skazać pierwszego lepszego podejrzanego, a ława przysięgłych (składająca się podobno tylko z białych ludzi) została zmanipulowana? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie musielibyśmy porządnie przeanalizować wszystkie dowody oskarżenia i obrony, jakie zostały zaprezentowane w czasie procesu. Tylko, że właśnie nie bardzo możemy, bo nikt procesu nie udokumentował. Mamy tylko kilka przekazów i lokalnych artykułów, do których należałoby podejść z ograniczonym zaufaniem.
Jedno można powiedzieć jednak na pewno. George Stinney i jego rodzina zostali potraktowani skandalicznie i czternastolatek na pewno nie miał uczciwego procesu. Adwokat reprezentujący Stinneya nawet nie kłopotał się ze złożeniem odwołania od wyroku, czym mógł uratować chłopakowi życie. Stwierdził, że to i tak nie ma sensu, bo rodzina Georga nie ma na to pieniędzy.
Proces był krótki i wielu świadkom nie pozwolono nawet zeznawać. Jednym z ważniejszych, i zdecydowanie kluczowym świadkiem, który jednak nigdy w sądzie się nie pojawił, była Amie, młodsza siostra Georga. Amie spędziła z Georgem praktycznie cały dzień, zapewniając mu alibi na czas morderstwa. Jednak rodzina chłopca nawet nie pojawiła się w sądzie bojąc się agresji ze strony ludzi, którzy przyszli oglądać proces (według innego źródła, jego rodzice przyszli do sądu, lecz nie zostali wpuszczeni do środka).
W 2013 adwokat z Manning w Karolinie Południowej, Matt Burgess, przypadkiem natknął się na teczkę zawierającą kilka dokumentów ze sprawy Stinneya. Historia bardzo go zainteresowała i wkrótce doszedł do wniosku, że Stinney musiał być niewinny i postanowił doprowadzić do pośmiertnego uniewinnienia i oczyszczenia jego imienia. 
Jego praca przyniosła kilka ciekawych rezultatów. Burgess odkrył, że George w momencie aresztowania ważył zaledwie 40 kilogramów. Zdecydowanie zbyt mało, aby unieść i uderzyć kogoś w głowę metalową szyną. W szczególności, że dziewczynki były dwie, i to jeszcze na rowerach. Gdyby spróbował je zaatakować jednej z nich zapewne udałoby się uciec. To może wskazywać na to, że sprawca albo był silniejszy, albo było ich kilku. Dodatkowo, Burgess odnalazł kilka dokumentów medycznych z oględzin zwłok. Burgess skonsultował je z kilkoma medykami i przypuszcza, że rany głowy wcale nie zostały zadane szyną czy prętem, lecz raczej młotkiem, lub czymś podobnym. Zatem cała historia o tym, że Stinney zaprowadził policjantów w miejsce, gdzie ukrył narzędzie zbrodni zaczyna upadać. 
Burgess odkrył też, że jednym z mężczyzn biorących udział w poszukiwaniach był prominentny działacz i przedsiębiorca George Burke Sr. Burke był obecny przy znalezieniu zwłok i wiedział wiele o aresztowaniu Georga. Był też obecny podczas wstępnego rozpatrzenia sprawy w biurze koronera. Pomimo to, jakimś cudem, pojawia się również na liście przysięgłych, którzy orzekli o winie chłopca. Ława przysięgłych z założenia ma być bezstronna i  niezaangażowana wcześniej w sprawę, tak aby podejść do sprawy obiektywnie i podjąć decyzję jedynie na podstawie faktów przedstawionych w sądzie. Burke mając wpływy i pieniądze jednak wepchał się wszędzie, gdzie to tylko możliwe, prawdopodobnie chcąc doprowadzić do skazania Stinneya. Niektórzy teoretyzują, że to sam Burke był mordercą, albo przynajmniej wiedział, kto nim jest i chciał go chronić.
Sędzia skazał Georga Stinney na karę śmierci na krześle elektrycznym. Karę wykonano 16 czerwca 1944 roku, niecałe trzy miesiące po śmierci dziewczynek. Tego dnia do samego końca George dzierżył w rękach Biblię, którą podobno w ostatnich dniach życia gorliwie czytał. Na pytanie, czy ma jakieś ostatnie słowa odpowiedział tylko "no, sir". 
Możliwe, że pamiętacie, że w "Zielonej Mili" egzekucja na krześle elektrycznym nie poszła zgodnie z planem. To najwyraźniej również nie była tylko fantazja autora. Krzesła elektryczne nie były projektowane z myślą o małych chłopcach - krzesło, jak i przymocowane do niego pasy były za duże dla drobnego Georga. Wiele osób, w tym rodziny zmarłych dziewczynek, jak i podobno George Burke, przyszło obejrzeć wykonanie wyroku. Ku przerażeniu oglądających w pewnym momencie z twarzy Georga spadła chusta, która również okazała się być zbyt duża, ukazując jego wykrzywioną w bólu i przerażeniu twarz. Przypuszczam, że nikt z obecnych do końca życia nie zapomniał tego widoku. I jeżeli mam zgadywać, to wątpię, aby dał rodzinom ofiary ukojenie.

W ubiegłą niedzielę podczas rozdania nagród Akademii Filmowej wielu czarnoskórych twórców i wiele filmów o problemie nierówności rasowych zostało nagrodzonych Oskarami. Aż ciężko uwierzyć, że ta historia nieuczciwego procesu i niesprawiedliwości wobec małego Afroamerykanina wydarzyła się zaledwie 75 lat temu. Czytając o tym, miałam wrażenie, że czytam o bardzo starych i zacofanych czasach. Aż ciężko uwierzyć, jak wiele zmieniło się w ciągu tych 75 lat, które upłynęły już od morderstwa.


źródła:
https://www.postandcourier.com/news/special_reports/quest-to-clear-george-stinney-s-name-draws-new-scrutiny/article_1f4a8474-292b-11e8-bd9f-d334d74b4604.html
 https://allthatsinteresting.com/george-stinney-jr