Sunday, March 22, 2020

#111 Golden State Killer

Dzień dobry! 
Trochę czasu upłynęło, ale wracamy na bloga. Będę teraz regularnie publikować swoje notatki dla tych, którzy wolą czytać, niż słuchać podcastów.
(A jak rzucicie też okiem na mój podcast na Youtube to będzie mi miło:))


 


 East Area Rapist -  EAR
Jest druga połowa lat 70.
W Sacramento i jego okolicach ktoś terroryzuje miasto włamując  się, atakując i gwałcąc kobiety w  sypialniach ich domów. Pierwszy atak ma miejsce 18 czerwaca 1976r. w Sacramento, ostatni 5 lipca 1979 w Contra Costa w Kalifornii. Łącznie w okolicach San Franscisco i Sacramento  dochodzi do aż 50 napaści. Niektóre z nich dzieliło kilka miesięcy, inne zaledwie kilka dni. W 1976  roku, 18 października, doszło dwóch ataków jednej nocy. Pierwszy miał miejsce o 23:00, a drugi o 2:30 rano.
Napastnik był opisywany jako biały mężczyzna, młody, około 18-30 lat, silny i wysportowany. Zwykle w jeansach, kurtce, rękawiczkach i butach do tennisa. Miał krótkie blond włosy. Zwykle nosił maskę lub zasłaniał w jakiś sposób swoją twarz. Przemawiał do ofiar głosem dosyć niskim, brzmiącym groźnie, ale gdy się denerwował jego głos przechodził w wysoki falset. Brzmiał prawie jak kobieta. Próbował wyglądać groźnie, ale często panikował. Podczas jednego z gwałtów dostał ataku paniki i zaczął się hiperwentylować.
Po około 10 takich atakach, o sprawie w końcu zaczyna pisać prasa. Gwałciciel zostaje nazwany East Area Rapist, w skrócie EAR, Gwałciciel ze Wschodniej Części, ponieważ znaczna część jego napaści miała miejsce we wschodnim Sacramento. Nie podobało mu się jednak, że media zaczęły o nim mówić. Zaczął żalić się swoim ofiarom. Jednej napadniętej parze powiedział, że mają przekazwać policji, aby przestali podawac informacje o nim prasie, bo nie chce tego słyszeć. Dodał, że te wiadomości denerwują jego mamę. Jeżeli to nie ustanie - zacznie zabijać.
Na początku atakował samotne kobiety, lecz z czasem zaczął włamywać się do domów, w których spały całe rodziny.
Miał charakterystyczny sposób działania: włamywał się do domu, budził śpiących w nim ludzi,  groził im nożem lub pistoletem. Kobiecie kazał wszystkich związać, po czym wiązał ją, prowadził ja do innego pokoju i zabierał się za przetrząsanie domu w poszukiwaniu, jak mówił, pieniędzy i kosztowności. Rzadko jednak coś kradł. Wyglądało to tak, jakby udawanie złodzieja podniecało go. Po zrobieniu bałaganu wykorzystywał seksualnie kobietę. Kazał im udawać, że gwałt sprawia im przyjemność. A po wszystkim nie uciekał od razu, kręcił się jeszcze po domu, strasząc swoje ofiary, myszkując i szukając przedmiotu, który mółby wziąć na pamiątkę.
Mężczyzn często układał związanych  na brzuchu i  kładł im na placach różne rzeczy, na przyklad talerze albo szklanki. Tak, że gdyby związany mężczyna próbował się wydostać z więzów stłukłby naczynia, robiąc dużo hałasu  i alarmując gwałciciela. 
Wszystkie swoje ofiary zostawił żywe, ale obawiano się, że wcześniej czy później pozbawi kogoś życia. Zadawanie bólu sprawiało mu widoczną przyjemność, a każdy jego  następny napad był bardziej brutalny. Groził swoim ofiarom, że odetnie im place i uszy. Dźgał nożem materac tuż koło ich głowy.
Do jego cech charakterystycznych szybko dołączyła jeszcze jedna, dosyć ważna. Wszystkie kobiety, które EAR zgwałcił zgodnie twierdziły, że miał niezwykle małego penisa. Wtedy to stało się bardzo dobrym kryterium eliminacji podejrzanych. Jeżeli policja miała jakiegoś podejrzanego, starali się dowiedzieć, jaki jest rozmiar jego przyrodzenia - w ten sposób łatwo można było go skreślić z listy podejrzanych.
EAR często włamywał się do pustych domów przed dokonaniem napaści, studiował rodzinne zdjęcia, uczył się rozkładu domu. Upewniał się, że ma stamtąd drogę ucieczki. Zostawiał otwarte drzwi od werandy na przykład, po czym wracał pod osłoną nocy. Gdy wszyscy szli spać, atakował śpiącą kobietę, świecąc jej w twarz latarką, co bardzo ją dezorientowało. Niektóre ofiary kilka miesiecy wcześniej miały włamanie do domu. Czasem skradziono coś wartościowego, czasem nie. Raz włamał się do czyjegoś domu, tylko po to, aby zjeść chipsy, a kilka miesięcy późńiej wrócił, żeby zaatakować mieszkającą tam kobietę. Był też przypadek, gdy włamał się do domu, ukradł z niego biżuterię, po czym włamał się do domu sąsiadów i tam zostawił skradzioną wcześniej biżuterię.
Wiele ofiar później zgłosiło, że przed napaścią czuły się obserwowane, otrzymywały głuche telefony. Tak, jakby ktoś chciał poznać ich tryb życia. Jedna z ofiar, nastolatka dorabiająca sobie opiekując się dziećmi sąsiadów, otrzymywała głuche telefony nie tylko w swoim domu, lecz również w domach ludzi, u których pracowała.
Po ataku zabierał niewielkie rzeczy, mające znaczenie dla ofiary: obrączki, pamiątki, spinki do mankietów, biżuterię. Coś o małej wartości, co ma zapewne być dla niego pamiątką.
Jego ostrożność i znajomość prodecur policyjnych sugerowała, że miał doświadczenie w policji. Do jednej z ofiar krzyknął raz "Freeze", gdy ta próbowała się wyrwać. Słowo często używane  przez policjantów. "Nie ruszać się".
Z jakiegoś powodu, wiele osób, które zaatakował było w trakcie przeprowadzki lub planowało właśnie sprzedać dom. Większość z nich miała na trawnikach tabliczkę z napisem "For Sale" - "Na sprzedarz". Z jakiegoś powodu, coś w tych domach go przyciągało.
Raz napadł na ulicy na kobietę i jej kolegę z pracy, którzy wracali wieczorem do domu.
Po gwałcie zdarzało mu się płakać, conajmniej 12 ofiar słyszało, że ich gwałciciel po fakcie zalał się łzami i powtarzał rzeczy takie jak "Przepraszam, mamo". Dużo do siebie mówił i mamrotał. Powtarzał "dobrze Ci idzie", "wszystko będzie dobrze", jakby próbował dodać sobie otuchy.
W tym samym czasie wiele osób zgłaszało, że słyszy/widzi mężczyznę kręcącego się po ich ogrodach, grzebiącego im w śmieciach. Kilkakrotnie ludzie dzwonili na policję mówiąc, że ktoś chodzi im po dachu. Ktokolwiek to był, zawsze zdołał uciec.
Dopiero w 2016 roku oficjalnie potwierdzono, że  EAR jest też odpowiedzialny za zabicie Katie i Briana Maggiore w Rancho Cordova, na przedmieściach Sacramento. 2 lutego 1978 młoda para wyszła na spacer z psem. Zostali napadnięci przez mężczyznę z bronią w ręku. Gdy przerażeni zaczęli uciekać z krzykiem, sprawca otworzył ogien i kule niestety dosięgnęły ich oboje. Znalazło się dwóch świadków, którzy byli w stanie pomóc stworzyć dwa rózne portrety pamięciowe.
Napaści było bardzo dużo. Ludzie w Sacramento i okolicach zaczęli panikować, zabezpieczać swoje domy. Zakładali specjalne zabezpieczenia na drzwi i okna. Niektórzy spali z bronią, czy młotkami pod poduszką. Jedna rodzina przymocowała tamburyny do wszystkich drzwi i okien, tak, że jeżeli ktokolwiek dotknąłby okna, zbudziłby ich ich dźwięk.
Do ostatniego ataku doszło w czwartek, 5 lipca 1979 roku. Jak ataki nagle się zaczęły, tak nagle ustały.

Z czasem powstaje podejrzenie, że EAR to również nieznana osoba odpowiedzialna za serię włamań dwa lata wcześniej. Sprawa ta znana jest jako Ransacker z Visalii.
Visalia to małe miasteczko pomiędzy Los Angeles  i San Francisco w Kalifornii. A nazywamy go Ransackerem, bo "to ransack" znaczy  po angielsku przetrząsać, plądrować.
Popełnił aż 130 włamał od kwietnia 1974 roku do grudnia 1975 roku, gdy to wtedy  nagle ustały. 6 miesięcy po tym, gdy te włamania ustają,  dochodzi do pierwszego włamania i gwałtu w Sacramento. 
Ransaker z Visalii włamywał się pod nieobecność mieszkańców, robił bałagan, grzebał w ich rzeczach, ale zwykle nie kradł żadnych kosztowności. Jeżeli coś kradł to osobiste rzeczy, zdjęcia, obrączki, drobne przedmioty. Robił przy tym okropny bałagan, niszczył sprzęty, był złośliwy: raz wylał sok pomarańczywy na wszystkie ubrania domowników. Znajdował gotówkę ukrytą w skrytkach w domu, jednak nie zabierał jej ze sobą, a na przykład zostawiał na widoku na łóżku. Czasem włamywał się do kilka domów jednej nocy, jego rekordem było 12 włamań. Włamania miały, nazwijmy to, element seksualny. Zawsze myszkował w bieliźnie domowników, głównie kobiet, ale nie tylko. Często wyjmował wszystko z szuflad i zostawiał w widocznym miejscu. 11 września 1975 roku jego włamania przyjęły bardziej brutalny obrót: O 2 rano szesnastoletnia dziewczynka obudziła się z nożem przy swojej szyji. Zobaczyła zasmaskowanego mężczyznę, który nakazał jej być cicho, wstać i z nim pójść. Dziewczynka zaczęła sie szarpać, więc wyjął pistolet i przyłożył go jej do głowy. Gdy prowadził ją przez drzwi tarasu na zewnątrz, przypał go ojciec dziewczyny, Claude Snelling. Spłoszony porywacz wystrzelił dwa razu w kierunku Clauda, puścił jego córkę, kopiąc ją przy tym kilka razy w twarz, i uciekł. Claude niestety nie przeżył.  A analiza balistyczna wykazała, że został postrzelony z niewielkij broni japońskiej firmy Miroku, która została skrzadziona zaledwie 10 dni wcześniej podczas jednego z włamania Ransackera. Później okazało sie, że Claude w lutym tego roku przyłapał podglądacza pod oknem swojej córki. Spłoszony podglądacz uciekł, a Claude próbował go dogonić, jednak ostatecznie go zgubił. Oznaczałoby to, że Ransaker obserwował swoje ofiar dłuższy czas, bo nawet i od pół roku.
Pewnego ciepłego, sierpniowego wieczoru pewnien nastolatek, Carl,  siedział po zmroku przed domem swojej dziewczyny w Visalii. Umówili się tego wieczoru na randkę. On czekał na zewnątrz, aż jego dziewczyna Brenda  będzie gotowa. Siedząc tak w ciemnościach, zauwazył mężczyznę, który wyszedł nagle z krzaków i zaczął czołgać się w stronę okna pokoju, gdzie jego dziewczyna rozmawiała ze swoją mamą. Było ciemno, więc meżczyzna nie zauważył Carla i ten obserwował go przez jakiś czas, jak pełza w wojskowym stylu przez krzaki i ogródek, aby znaleźć się pod oknem i podglądać Brendę. Kilka miesięcy wcześniej, Brenda zamykając okno swojego pokoju zauważyła obserwującego ją mężczyznę, który zorientowawszy się, że go zauważyła, uciekł. Carl podejrzewał, że to ta sama osoba. W końcu się ujawnil i próbował skontrontować tajemniczego podglądacza, ale zauważył, że mężczyzna na jego widok włożył rekę do kieszeni i coś w niej trzyma. Obawiając się, że może to byc nóż albo pistolet, Carl pozwolił mu odejść. Biorąc pod uwagę, co stało się z Claudem Snellingiem,  ta decyzja zapewne uratowała Carlowi życie.
10 grudnia, niedługo przez zakończeniem sie serii włamań Ransakera, policjant Bill McGowen zorganizował pułapkę. Wiedział on o domu dwóch kobiet, które od jakiegoś czasu widywały kogoś w swoim ogródku, a potem znajdowały tam odcinski butów. Miały wrażenie, że ktoś je obserwuje. McGowen podejrzewał, że wcześniej czy później, Ransaker włamie się do tego domu. Wieczorem zgasił w tym domu światła,  zostawił celowe drzwi od garażu otwarte, tak jakby ktoś zapomniał je zamknąć. Sam schował się w domu sasiadów na przeciwko i obserwowował przez okno. Myślał, ze będzie musiał zaczekać nawet kilka dni, zanim Ransaker w końcu zainteresuje się otwartymi drzwami garażu. Jakie było jego zdziwnie, gdy już po kilku godzinach zauważył pochyloną postać, powoli zmierzającą w stronę domu. McGowen ruszył za nim. Przyłapał  go ogródku i niestety spłoszył. Ransaker przeskoczył przez ogrodzenie i zaczął uciekać,  ale McGowen udał się za nim  w pościg. Gdy wypalił z pistoletu wystrzał ostrzegawczy, uciekający się zatrzymał. McGowen miał okazję przyjżeć się jego twarzy, która wydała się bardzo dziecięca. McGowen później opisał go, jako pół-doroslego, pół-dziecko. Jego twarz była niezwykle blada, co też potwierdziło wiele innych osób, które zauważyło go buszującego w swoich ogródkach.  Usłyszał dziecięcy, piskliwy, wręcz kobiecy głos, mówiący, że się poddaje i żeby McGowan już nie strzelał. Korzystając z uśpionej uwagi policjanta, Ransaker błyskawicznym ruchem wydobył broń kieszeni kurtki i strzelił do McGowana, chybiając na szczeście. Kula uderzyła i rozwaliła policjantowi latarkę. Niestety podejrzany zdołał uciec. A szkoda, bo McGowan prawie go miał. Oczywiście wezwano posiłki, przeszukano całą okolicę, ale dziwny blady mężczyzna o głosie dziecka przepadł. Pozwoliło to jednak stworzyć kolejny portet pamięciowy. Po wypuszczeniu portretu pamięciowego tworzonemu dzięki Billowi McGowenowi, Ransacker nie był już nigdy więcej widziany w Vitalii.
Niedługo po tym, gdy Sacramento zaczyna oddychać z ulgą, że EAR najwyraźniej zaprzestał swoich ataków, w południowej Kalifornii zaczyna się seria włamań i morderstw, które pod wieloma względami są podobne to gwałtów w Sacramento. Ze względu na sporą odległość oraz fakt, że miały miejsce w różnych hrabstwach, pracowały nad nim inne oddziały policji. I długie lata zajęło, zanim wszystkie zostały właściwie połączone. I mogę Wam chyba od razu powiedzieć, że dopiero w 2016 roku potwierdzono oficjalnie, że Ransaker i Gwałciciel to była ta sama osoba. Ale to nie koniec. W zasadzie to dopiero początek. Bo teraz przechodzimy do serii morderstw, które miały miejsce w południowej Kaliforii, i zostały popełnione przez kogoś, kto znamy pod nazwą Original Night Stalker. Może kojarzycie, że Night Stalker, czyli Nocny Łowca to Richard Ramirez, i to nie jest przesteptwa mam tu na myśli. Te, o których będę mówić wydarzyły się wcześniej, jednak zostały połączone dużo później.


Keith i Patrice Harrington, Dana Point, Orange County
Wieczorem 21 sieprnia 1980 roku, Roger Harrington przyjechał do domu, w którym mieszkał jego syn Keith, student medycyny, ze swoją żoną Patrice, pielęgniarką. Para zaprosiła go tego wieczoru do siebie na obiad. Roger pojawił się na czas, ale zastał drzwi wejściowe zamknięte. Harringtoniwie rzadko je zamykali, a już w szczególności, gdy spodziewali się, że ktoś wpadnie z wizytą. Roger był właścielem domu, Keith i Patrice mieli w nim mieszkać do czasu, aż Keith nie ukończy swojej edukacji. Więc Roger miał przy sobie klucze i wszedł do środka myśląc, że syn z żoną utknęli w korku, pojechali na szybkie zakupy, czy coś w tym stylu. Wszedł do środka, zrobił sobie drinka i miał się już wygodnie rozsiąść i na nich zaczekać, gdy zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. W kuchni panował bałagan, na pogłodze pod drzwami leżało sporo nieotwartej poczty, a chleb na stole w kuchni był suchy i stary. Na stole w kuchni leżały torby z zakupami z okolicznego supermarketu. W drzwi wejściowe wetknęty był też liścik od ich znajomych, zostawiony tam poprzedniego dnia, z informacją, że nie zostali ich w domu i proszą o telefon. Roger poczuł napływającą panikę i zaczął przeszukiwać dom. W sypialni było ciemno, panował tam ład, a łózko było pościelone. Już miał wyjść z pokoju, gdy jego uwagę przykuły  dwa dziwne wybrzuszenia na łóżku. Gdy poszedł bliżej i podniósł kołdę, jego najgorsze podejrzewania urzeczywistniły się.
Keith i Patty leżeli na brzuchu, twarzmi w dół. Ich ręcę były wygięte pod dziwnymi kątami, jakby połamane. A materac był przesiąknięty krwią.
W domu nie było śladów włamania, lecz drzwi od tarasu były otwarte.  19 sierpnia, o 21:48, według rachunku ze sklepu, Patty zrobiła zakupy. Około 23:00 zadzwonila siostra Patty, Sue, która ucieła sobie krótką pogawędkę z siostrą. Patty powiedziała jej wtedy, że idą wcześnie spać, bo z samego rana oczekuje ważnego telefonu z pracy. Zginęli prawdopodobnie kilka godzin później. Bo rano nikt nie odebrał telelfonu, a Patty nie pojawiła się w pracy.
Para zginęła od ciosów ciężkim narzędziem, którego nigdzie nie znaleziono, ponieważ sprawca prawdopobnie zabrał go ze sobą. Patty została przed śmiercią zgwałcona. Oboje przed śmiercią byli związani, o czym świadczyły otarcia na ich rękach i nogach.
Początkowo zakładano, że parę zabił ktoś, kogo znali. Jakiś były chłopak Patty, ktoś o nią zazdrosny, czy ktoś z przeszłości Keitha, komu ten zalazł za skórę. Ale z braku dowodów sprawa przez lata pozostała nierozwiązana.

Manuela Witthuhn,  Irvine, hrabstwo Orange

Pewniego dnia dwudziestodziewięcioletnia Manuela Witthuhn, córka imigrantów z Niemiec,  nie pojawia się w swojej pracy w banku.  Manuela mieszkała razem ze swoim mężem, lecz ten od kilku dni przebywał w szpitalu na obserwacji, z powodu bardzo poważnego zatrucia pokarmowego. Manuela zwykle po pracy odwiedzała swoich rodziców, jadła z nimi obiad, po czym jechała odwiedzić swojego męża w szpitalu. Ale nagle przestała się pojawiać. Jej mąż, David, zadzwonił w ciągu dnia do banku w poszukiwaniu żony, ale usłyszał, że nie pojawiła się w pracy. Dzwoni domu, ale nikt nie odbiera. Na dodatek nie zgłasza się automatyczna sekretarka, co bardzo go dziwi, bo Manuela nie wiedziała, jak ją obsługiwać. David dzwoni do matki Manueli, Ruth, prosząc, aby pojechała do ich domu sprawdzić, czy wszystko w porządku. Niedługo później przyjaciel rodziny otrzymuje histeryczny, niezrozumiały telefon od Ruth, przywołujący go, aby jak naprędzej przyjechał do domu Manueli i Davida. Na miejscu mężczyzna znajduje Ruth w stanie głębokiego szoku, a  w sypialni, na łóżku zauważa ciało  jej córki.
Manuela leżała na łóżku, ubrana w szlafrok i cześciowo zawinięta w spiwór, w którym często spała, gdy temperatura spadała w chłodnie zimowe dni. Miała ślady otarć na rękach i nogach - dówód na to, że była związana. Sprawca wszedł przez drzwi od tarasu, a na samym tarasie znaleziono duży śróbokręt, użyty do sforsowania zamka. Tym, co jednak najbardziej szokowało i rzucało się w oczy była wielka plama krwi na ścianie nad łózkiem.
Wieczorem okazuje się, że w pokoju brakuje światła, nie ma w nim żadnej lampy, aby go oswietlić. Zapytany o to David w końcu zdaje sobie sprawę, że z pokoju zginęła duża lampa, która mogła zostać użyta do zabicia Manueli. 
 Manuela przed śmiercią została zgwałcona. Brakowało taśmy z automatycznej sekretarki, co może oznaczać, że ktokolwiek zabił Manuelę, zabrał ją, ponieważ był na niej jego głos, lub jakaś inna wskazówka, co do tożsamości sprawcy.
David pamięta, że kilka miesięcy wcześniej, w październiku lub listopadzie, odkryli w domu ślady brudnych butów. Wygladały jak buty do tennisa i prowadziły od jego końca domu do drugiego i w końcu do ogrodu. Poproszono go o narysowanie, jak te ślady mniej więcej wyglądały. Okazało się, że identyczne odciski znaleziono w ogrodzie ich domu i na patio. Ktokolwiek zabił Manuelę, włamał się do ich domu kilka miesięcy wcześniej. I prawdopobnie obserwował ich dom czekajac na właściwą okazję, która nadeszła, gdy David wylądował w szpitalu. Ciekawy zbieg okoliczności: ofiara z Dana Point, pielęgniarka Patrice Harringont, pracowała w  tym samym szpitalu w Santa Ana, w którym wylądował później David.
Zbadanie i zabezpieczenie miejsca zbrodni nie poszło najlepiej - gdy policja zakończyła pracę i brat Davia, który był policjantem, zabrał się do sprzątania domu, znalazł pod łóżkiem spory fragment czaszki Manueli, który został przeoczony.
Policjanci byli rozdarci pomiędzy dwiema opcjami - zabił ją ktoś bliski, na przykład kochanek, który odwiedził ją, gdy mąż był w szpitalu. Albo ktoś inny, kto obserował ją od jakiegoś czasu. Istniała też opcja, że mąż wynajął kogoś, kto miałby ją zabić.
Na pogrzebie, 11 lutego, policjanci ukradkiem robili zdjęcia wszystkich, którzy się na nim pojawili. W imię zasady, że mordercy bardzo często pojawiają się na pogrzebach swoich ofiar.
Ale śledztwo szybko utnęło w martwym punkcie. Nie było żadnych podejrzanych, brakowało porządnego tropu. 
We wczesnych latach 90tych zaczęto używać czegoś, co nam obecnie jest bardzo dobrze znane - testów DNA. Wtedy była to nowość, która namieszała w świecie kryminalistyki. Zaczęto testować zachowane dowody na obecność DNA, testowano również zachowane próbki nasienia czy krwi ze wszystkich nierozwiązanych spraw w archiwach policyjnych. Dosyć szybko udało się rozwiązać sporo zapomnianych, nierozwiązanych spraw. W 1996 roku w laboratorium wykonującym testy DNA i wprowadzającym informacje do bazy danych pojawia się policjant Jim White. Pracował on przy sprawie morderstwa Harringtonów oraz Manuelii Witthuhn, i pomimo upływu 15 lat wciąż był przekonany, że popełniła je ta sama osoba. Proprosił o przeprowadzenie testu.
Kilka tygodni później otrzymuje wyniki: Jim White miał rację, osoba, której nasienie znaleziono na ciele Manueli Witthuhn pochodzi od tej samej osoby, która zgwałciła Patty Harrington.
Mało tego, DNA tej samej osoby znaleziono na ciele 18 letniej ofiary morderstwa i gwałtu Janelle Cruz z 1986 roku, 5 lat po ataku na Manuelę i 6 lar po ataku na Keitha i Patty.

Janelle Cruz, Irvine, hrabstwo Orange, .
Janelle mieszkała w Irvine, tak samo jak Manuela Witthuhn, która zginęła 5 lat wcześniej w domu oddalonym o niecałe półtora kilometra od domu, w którym mieszkała Janelle z rodzicami.
Życie Janelle nie należało do najłatwiejszych. Wychowała się bez swojego biologicznego ojca, za to miała w swoim życiu wiele ojczymów. Gdy Janelle ma 15 lat, ojciec jej przyjaciółki odurzył ją narkotykami i zgwałcił. Rodzina Janelle nie zgłosiła jednak sprawy na policję - jej gwałciciel był wysoko postawionym wojskowym, który nasyłał na jej rodzinę swoich kolegów i groził, że zrobi im krzywdę, jeżeli pójdą na policję. Między innymi z tego powodu, oraz z powodu problemów ze swoją matką, która według Janelle była niestabilna emocjonalnie i uzależniona od narkotyków, Janelle dorastając buntuje się i zmaga z wieloma problemami. Ma problemy z ukończeniem szkoły, przez co jest wysyłana na różne obozy dla trudnej młodzieży i programy, raz ląduje w szpitalu psychiatrycznym.
Wydałoby się, że Janelle mając 18 lat wycierpiała więcej, niż wiele starszych od niej osób. Chciałabym móc Wam powiedzieć, że Janelle w końcu ułożyła sobie życie i wyszła na prostą. Ale niestety nie mogę, bo jej życie gwałtownie odebrano jej 4 maja 1986 roku.
Tego dnia Janelle była sama w domu. Jej mama i jej ojczym pojechali na wakacje do Cancun i zostawili ją samą. Janelle spędziła ten wieczór z kolegą, Ronem Thompsonem, z którym razem pracowała w okolicznej restauracji. Para siedzieła w pokoju Janelle i słychała muzyki, gdy nagle doszły ich jakieś dziwne dźwięki z zewnątrz, jakby ktoś próbował otwarzyć metalową bramkę od ogrodzenia i wejść do ogrodu. Janelle wyjrzała przez okno, ale nie zauważyła niczego dziwnego i powiedziała, że to pewnie sprawka kotów, których sporo było w okolicy. Jakiś czas późńiej usłyszeli więcej dziwnych dźwięków, tym razem z innej strony domu - ale znów, Janella zignorowała je mówiąc, że jej pralka tak czasem hałasuje. Kolega Janelle wciąż chodził do szkoły, pożegnał się dosyć wcześnie tego wieczoru i poszedł do domu, wiedząc, że następnego dnia musi wcześnie wstać.
Następnego dnia, 5 maja, Linda Sheen, agentka nieruchomości, pojawiła się na umówione spotkanie w domu Janelle. Jej rodzice chcieli sprzedać ten dom i kupić coś większego. Gdy nikt nie otwiera dzwi, Linda bierze klucz z małej skrytki, w której rodzina Janelle trzymała zapasowy klucz na wszelki wypadek. Linda znała kod, potrzebny do otwarcia skrytki i weszła do środka, zakładając, że Janelle zapomniała o omówionej wizycie i wyszła. Linda przechadza się po domu, oglądając wszystkie pokoje i w końcu wchodzi do pokoju należącego do Janelle. A tam na łóżku widzi nagie ciało kobiety, leżącej na plecach. Głowa kobiety była przykryta kocem, ale po ułożeniu ciała Linda podświadomie wiedziała, że kobieta na łóżku nie żyje.
Linda, bojąc się, że sama może być w niebezpieczeństwie i morderca wciąż znajduje się w domu, ucieka, wsiada do samochodu i wraca do swojego biura, gdzie, będąc w szoku, mówi swoim współpracownikom o swoim odkryciu. Jej koledzy jednak nie dają jej wiary, myśląc, że Linda wyolbrzymia i po prostu natknęła się na kogoś ucinającego sobie drzemkę. Próbują zadzwonić do domu, lecz nikt nie odbiera. W końcu dwoje znajomych Lindy, Arthur Hogue i Carol Nosler jedzie do domu, aby ostatecznie położyć kres wszelkim wątpliwościom. I rzeczywiście, dokładnie tak, jak opisała to Linda, znajdują ciało młodej kobiety, z  głową zakrytą kocem.
Janelle zginęła od mocnego ciosu tępym narzedziem w przód głowy. Prawdopodbnie zadanym dużym kluczem do nakrętek, który, jak się później okzało zaginął z domu. Janelle została zgwałcona, a wokół domu znaleziono odciski butów do tennisa.
Sprawa, pomimo iż było sporo podobienstw do śmierci Manueli, nie została z nią wcześniej połączona, ponieważ policja uważała, że ma aż nazbyt wielu podejrzanych. Janelle miała w bardzo krótkim czasie bardzo wielu chłopaków i partnerów seksualnych. W czym nie było w zasadzie niczego dziwnego - wiele ofiar gwałtów i molestowania reaguje na przebytą traumę nadmiernym popędem seksualnym. Wiele relacji Janelle miało krótki i burzliwy charakter, a niektórzy z jej chłopaków okazywali się być zaborczy i kontrolujący. Dlatego długo podejrzano, że było to morderstwo z zazdrości, zwłaszcza, że nosiło kilka cech osobistych. Fakt, że sprawca zakrył Janelle twarz sugerował, że znał ją wcześniej. Mocne uderzenia zadane w głowę sugerowały wściekłość sprawcy. Wściekłość spowodowaną jakimś osobistym powodem.
I ich podejrzenia zdają się potwierdzać, ponieważ niedługo później na policję zgłasza się Tim Hickel, przyjaciel Mike'a Martineza, byłego chłopaka Janelle, który przyznał się Timowi, że zabił Janelle z zazdrości, a niedługo ma w planach zabić swoją obecną dziewczynę, Jennifer. Mike chwilę po zakomunikowaniu tego Timowi powiedział, że to tylko żart i wcale nie zabił Janelle. Był tylko ciekawy, jak jego przyjaciel na to zareaguje. A reakcja Tima Hickela była taka, że nie dał wiary w ten, jak to określił Mike "żart" i udał się prosto na policję.
Mikowi nie pomogła jego przeszłość - był wcześniej aresztowany za posiadanie marihuany, włamanie i pobicie. Dwa razy próbował popełnić samobojstwo. A dzień przed śmiercią Janelle bedąc pijanym włamał się do domu swojej nowej dziewczyny, Jennifer, i wdał się  z nią w kłótnię. Pobił ją i usiłował zgwałcić zanim w końcu jej krzyki spowodowały, że uciekł w popłochu.
Więc 21 czerwca Mike Martinez został aresztowany. Miesiąc później został wypuszczony i oczyszczony z podejrzeń. W tamtych czasach nie stosowano jeszcze badań DNA, ale istniały inne testy. Na podstawie próbek pobranych z miejsca zbrodni, między innymi nasienia, udało się wykluczyć Martineza. A sprawa morderstwa Janella pozostała nierozwiązana i zapomniana na 10 lat, gdy to okazuje się, że jej sprawa jest połączona z morderstwem Harringtonów i Witthuhn.

Charlene and Lyman Smith,Ventura, hrabstwo Ventura,
Ze względu na te wszystkie rewelacje, w  1997 roku zostaje utworzony nowy wydział w policji mający na celu pracę nad wszelkimi nowymi informacjami uzyskanami dzięki nowym testom DNA. Jedenu z pracujących w nim policjantów Larremu Poolowi zostaje wyznaczona sprawa Harrigton/Witthuhn/Cruz.
Natrafia on na notatkę w aktach Harringtonów, że sprawa jest łudząco podobna do morderstwa Charlene i Lymana Smith z Ventury, małego miasta gdzieś pomiędzy Los Angeles i Santa Barbara. Lyman był dobrze znanym i dobrze sytuowanym adwokatem. Mieszkał razem ze swoją drugą żoną, Charlene, która wcześnie była jego sekretarką.
16 Marca 1980 roku, dwunastoletni Gary Smith, syn Lymana z poprzedniego małżeństwa, przyjechał do domu swojego ojca, aby skosić trawnik. Będąc na zewnątrz usłyszał alarm budzika, który pikał, jak szalony, jednak najwyraźniej w domu nie było nikogo, kto mógłby go wyłączyć. Zaintrygowany, Gary podchodzi podchodzi do drzwi frontowych domu i odkrywa, że nie są zamknięte na klucz. Wchodzi do środka i zmierza do sypialni, skąd dochodzi dźwięk budzika, z zamiarem wyłączenia go. Tam jednak zastaje dziwny widok: łóżko jest przykryte narzutą, a pod nią malują się dwa kształy, jakby dwie osoby właśnie tam spały. "Śpią i nie słyszą budzika?" zastanawia się Gary. Podchodzi, zrywa narzutę z łóżka i znajduje ciało swojego ojca oraz jego żony.
Zginęli trzy dni wcześniej od silnych ciosów w głowę. Sprawca użył polana znalezionego koło kominka. Długo podejrzewano, że morderstwo miało motyw osobisty i było zemstą na przykład. Lyman, jako adwokat, narobił sobie w życiu kilku wrogów. Długo jednym z głównych podejrzanych był były wspólnik Lymana, Joe Alsip. Charlene przed śmiercią odbyła stosunek, jednak nie było pewne, czy był to gwałt, czy może dobrowolny seks, który odbyła ze swoim mężem wieczorem, zanim ktoś włamał się do ich domu. W 1997 testy DNA w końcu mogły rozwiązać te kwestię. Policja w Ventura wciąż była w posiadaniu materiału biologicznego pobranego tego wtedy z ciała Charlene. Próbki wysłano do badań.
17 lutego 1998 roku oficjalnie potwierdzono, że nasienie znalezione na ciele Charlene należy do tej samej osoby, która zgwałciła Patty Harrington, Manuelę Witthuhn i Janelle Cruz.
Wielu policjantów z tak zwanej starej szkoły nie chciało dać wiary tym wszystkim rewelacjom. Dosyć szybko z kilku niezwiązanych spraw powstała jedna, z jednym nieznanym sprawcą, któremu przypisywano 6 morderstw.
A to jeszcze nie koniec.

Poniedziałek, 1 października, 1979, Goleta, Santa Barbara
Do listy udało się też dołączyć kilka napaści w hrabstwie Santa Barbara. Oraz odnaleźć pierwszą napaść, która sprawcy nie wyszła. W nocy 1 października, młode małżeństwo (ze względu na ochronę ich tożsamości nie znany ich imion i nazwiska) obudziło się w swojej sypialni z zamaskowanym mężczyzną trzymającym w rękach nóż i latarkę. Rzucił parze sznur i nakazał żonie związać męża. Po czym sam związał kobietę i zabrał ją ze sobą do salonu. Położył ją na podłodze i zaczął przetrząsać szafki w kuchni, wypytując o pieniądze. Dużo mamrotał do siebie i dało się słyszeć, jak powtarza do siebie, jak matrę zdanie "Zabiję ich". Ta napaść jest jednak inna niż wszystkie, bo w przypływie adrenaliny, kobiecie udaje się wydostać w więzów i wybiec domu na ulicę krzycząc o pomoc. Słysząc to, jej mąż poderwał się na nogi i, wciąż związany, wyskoczył przez okno, przeturlał się przez trawnik i ukrył w krzakach. Tak się złożyło, że sąsiadem pary był agent FBI, który usłyszał krzyki sąsiadki i wyszedł przed swój domu, aby zobaczyć co się dzieje. Zobaczył młodego mężczyznę, z jasnymi włosami,  biorącego z trawnika nienależący do niego rower i odjeżdzającego w popłochu. Agentowi rzuciło się w oczy, że uciekający miał na sobie skórzane etui na nóż. Agent wskoczył w swój samochód i rzucił się w pościg. Udało mu się dogonić sprawcę, ten jednek porzucił rower i przeskoczył przez płot znikając pomiędzy domami. Agent FBI  nie mając przy sobie broni i nie mogąc liczyć na wsparcie, zaprzestał pościgu w tym momencie.
Dokładnie po tej napaści Golden State Killer, jak kilka dekad później zostanie nazwany, najwyraźniej postanowił sobie, że teraz będzie bardziej ostrożny, i nie pozostawi żadniej ofiary żywej.

Robert Offerman i Debra Manning, Goleta, Santa Barbara,
30 grudnia 1979 roku w domu chirurga Roberta Offermana i jego nowej dziewczyny, Debry Manning, pojawili się ich znajomi, Peter i Marlene Brandy. Cała czwórka miała tego dnia grać w tennisa. Dlatego Peter i Marlene byli dzwinieni, że nikt nie otwiera im dzwi. Obeszli ich dom i zauważyli, że drzwi od  tarasu są otwarte. Peter wszedł do środka i głośno zawołał imię swojego przyjaciela, jednak nie było żadnego odzewu. Para weszła do środka i zaczęła się zastanawiać, dlaczego ich znajomi najwraźniej wyszli i zostawili otwarte drzwi. Pater zaczął przechadzać się po mieszkaniu i, gdy zerknął do sypialni, zobaczył na łóżku nagą kobietę.
Myśląc, że przyszli w złym momencie i przerwali właśnie Robertowi i Debrze moment zbliżenia, łapie swoją żonę za rękę i czym prędzej wychodzi z nią na zewnątrz.
Po chwili jednak decydują się wrócić, ponieważ coś wyraźnie jest nie tak: kobieta na łóżku nie ruszała się, Peter i Marlene ogłośno oznajmili swoją obecność nawołując przyjaciół.
Gdy przybyła wezwana na miejsce policja, zastali Marlene i Peter w stanie szoku. "W środku jest dwoje martwych ludzi" wyrzuciła przez łzy Marlene.
Debra została znaleziona na łóżku, była związana i została postrzelona w tył głowy. Ciało jej chłopaka Roberta było na podłodze, oparte o łóżko. On został postrzelon trzy razy w tył pleców.
Podejrzewano, że sprawca zaatakował parę w środku nocy. Kazał Debrze związać Roberta, która najwyraźniej celowo nie zrobiła tego zbyt mocno, bo w pewnym momencie Robert Offerman wyswobodził się z więzów. I zapewne rzucił na napastnika, próbując go obezwładnić.
Sąsiedzi zaznali potem, że około 3 rano usłyszeli coś, co brzmiało jak seria wystrzałów z pistoletu.
Sprawca zostawił w domu bałagan, i najwyraźniej nawet wyjadł resztki świątecznego jedzenia, które znajdowały się w lodówce.
Tamtej nocy też doszło do serii włamań w okolicy. Wielu ludzi też widziało lub słyszało kogoś kręcącego się koło ich domów. W jednym przypadku mieszkańcy domu wrócili z zakupów, aby przyłapać mężczyznę uciekającego przez ich salon do tylnych drzwi. Nie zdążył on niczego ukraść, nie szukał też konfrontacji z tymi ludźmi, lecz dotliwie pobił ich psa.

Cheri Domingo i Gregory Sanchez, Goleta, Santa Barbara, 
W poniedziałek rano 27 lipcu 1981 roku  w domu, w którym mieszkała Cheri Domingo pojawił się agent nieruchomości z rodziną zainteresowaną kupnem domu. Rozpoczął oprowadzanie ich po domu, a gdy dotarli do sypialni natrafili na nagie ciała dwóch osób. Agent czym prędzej zabrał wszystkich z domu i wezwał policję.
W sypialni leżała właścicielka domu, trzydziestopięcioletnia Cheri Domingo i jej były partner oraz przyjaciel Gregory "Greg" Sanchez.
Poprzedniego wieczoru Greg wpadł z wizytą do Cheri. Kilka lat wcześniej byli parą, jednak, ze względu na duże różnice pomiędzy nimi, postanowili sie rozstać. Pozostali jednak przyjaciółmi. Greg poznał kogoś nowego i planował wkrótce przeprowadzić się na Florydę. Przed wyjadem postanowił spędzić swój niedzielny wieczór z Cheri.
Cheri miała nastoletnią córkę z poprzedniego małżeństwa, piętnastoletnią Debbie. Relacje pomiędzy Debbie a Cheri były jednak napięte. Debbie nie mogła pogodzić się z faktem, że jej rodzice się rozstali i wdawała się z nimi stale w awantury. Często też uciekała z domu. Często przenosiła się z domu Cheri do domu swojej ojca, Rogera, tylko po to, aby wrócić z powrotem do domu matki. Gdy była skłócona z nimi obojgiem, wyprowadzała się do swojej przyjaciółki.
Na niedługo przez 27 lipca Debbie i Cheri znów się pokłóciły, przez co Debbie zabrała swoje rzeczy i wyniosła się do koleżanki. Cheri martwiła się o córkę i bała, że w końcu może stać się jej coś złego. Nikomu nie przyszło do głowy, że wręcz przeciwnie, ta ucieczka z domu uratuje Debbie życie.
Ciało Grega z jakiegoś powodu leżało w szafie, jego głowa przykryta ubraniami. Greg został postrzelony w policzek, prawdopodobnie próbując walczyć z napastnikiem. Ale nie to było przyczyną śmierci. Greg zginął od licznych uderzeń tępym przedmiotem w głowę.
Podobnie Cheri, która leżała na łóżku w kałuży krwi. Ślady na jej rękach i nogach świadczyły o tym, że została związana. Przedmiotu, którym zadano parze śmiertelne ciosy nie znaleziono. Ale z garażu zniknęło kilka narzędzi.
Tamtej nocy widziano w sąsiedztwie dziwnego mężczyznę. Okoliczne psy podono szczekały całą noc. Dwóch nastoletnich chłopców tamtego widziało postać chowającą się za drzewem kilkadziesiąt metro od domu Cheri. Inna para wyszła wieczorem na spacer i miała wrażenie, że cały czas podąża za nimi młody mężczyzna.
W 2011 testy DNA połączyły spraw z Golety ze sprawami Harringtonów, Manueli i Janelle Cruz.

Dopiero w 2001 roku oficjalnie potwierdzono, że seria morderstw w południowej Kalifornii łączona jest z 50 gwałtami i włamaniami w Sacramento z drugiej połowy lat siedemdzisiątych.
Innymi słowy, Ransaker z Visalii, Gwałciciel z East Side or Night Stalker to ta sama osoba.
Wiele lat upłynęło od ostatetniego ataku z 1986 roku, podejrzewano, że sprawca nie żyje, lub jest w więzieniu za inne przestępstwo. Lecz dwa dni po tym sensacyjnym ogłoszeniu, 60cio letnia kobieta w Sacramento odebrała w swoim domu telefon. Mężczyzna po drugiej stronie powiedział tylko "Pamiętasz, jak się bawiliśmy?". Od razu rozpoznała jego  głos, jako głos gwałciciela z East Side, który włamał się do jej domu i zgwałcił ją w latach 70tych.
Więc pomimo upływu lat żył, i usłyszał, że policja wciąż jest na jego tropie.
Jego napaści zostały też opisane jako odważne i ryzykowne.
W 2011 gdy sprawa jest badana ponownie zostają odkryte dowody, które przeleżały sobie zapomniane w archiwum policyjnym przez 33 lata. Po 42 ataku w Danville na przedmieściach San Francisco w pobliżu domu ofiary znaleziono obustronnie zapisaną kartkę oraz szkic z czymś, co wyglądąło na mapę okolicy. NA drugiej stronie znajdowały już różne trudne do rozczytania bazgroły, poza jednym. Wielkim, napisanym w dziwny sposób, słowem "Punishment" - "kara".
 Zapisana kartka wyglądała na esej zatytuowany "Mad is the world", "Świat jest szalony" i opowiada o nauczycielu z szóstej klasy, który zmusił autora eseju to pisania w kółko tych samych zdań, jako kary.

Sprawa Golden State Killera wprawiała wielu w obsesję. Wielu emerytowanych policjantów, Internetowych detektywów próbowało rozwiąząć sprawę. Wszystki dręczyło DNA sprawcy. Mieli je, czy można je było jakoś wykorzystać?
W 2018 roku udało się. Na początku roku policjanci wprowadzili jego DNA do bazy danych na stronie GEDmatch. Jest to strona, której na której może wprowadzić profil swojego DNA, aby odnaleźć na przykład zaginionych członków swojej rodziny. Ta strona zbiera informacje  z innych, takich jak na przykład ancestry.com i tak dalej, wszystkich tych firm, którep pozwają nam na przykład odkryć nasze pochodzenie.
Wyniki były obiecujące: GEDmatch był w posiadaniu DNA 20 osób, które były bardzo dalekimi krewnymi naszego mordercy. Byli to ludzie, którzy mieli tych samych pra-pra-pra dziadków, co GSK. Policja przez cztery miesiące pracowała z genealogiem i na początku kwietnia wytypowała dwóch możliwych podejrzanych. Odnaleziono ich i, nie wzbudzając ich podejrzeń, pobrano próbki DNA z ich śmieci. Nie wiem, czy na prawdę wierzono, ze coś z tego będzie, czy nie, ale było.
24 kwietnia 2018 policja zapukała do drzwi 74 letniego Josepha James DeAngelo, który mieszkał sobie spokojnie ze swoją córką i wnuczką na przedmieściach Sacramento. Był emerytowanem policjantem, weteranem wojny w Wietnamie. Przez 18 lat, od 1973 roku do 1991 roku, czyli przez cały czas trwania jego morderstw, był żonaty i miał z tego małżeństwa trzy córki.
Jako policjant pracował w mieście Auburn i Exeter, to drugie znajduje się tuż obok Visalii. Jak na ironię, pracował w wydziale zajmującym się włamaniami. To wyjaśnia, dlaczego był nieuchwytny. Nie tylko znał wszystkie procedury policyjne, miał też dostęp do policyjnego radia.
Wystąpił z policji i zatrudnił się jako mechanik, po tym, gdy został przyłapany na kradzieży w sklepie.
Przez sąsiadów został opisany jako wulgarny, nieprzyjemny starszy pan. Często krzyczał, był opryskliwy. Raz groził swoim sąsiadom śmiercią, gdy ich pies hałasował w nocy.
We wszystkich atakach DeAngelo daje się znać nie tylko nienawiść do kobiet, ale też do par ogółem. W szczególności par zaręczonych, czy małżeństw. Jednymi z częściej kradzionych przez niego rzeczami były obraczki. Może to być spowodowane tym, że będąc młodym mężczyzną oświadczył swojej dziewczynie,  imieniem Bonnie, ona jednak te zaręczyny odrzuciła, co mocno się na nim odbiło. Raz nawet pojawił się pod oknem jej domu i broził jej bronią.
Josephowi grozi dożywocie lub kara śmierci, ale tylko za morderstwa. Nie zostanie skazany za włamania i gwałty w Sacramento, ponieważ uległy one przedawnieniu. 


Thursday, May 9, 2019

#110 JonBenet Ramsey, część druga



Ten post jest kontunuacją, więc jeżeli nie znasz sprawy Jonbenet, zerknij proszę na mój pierwszy post o niej sprzed kilku lat.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka Johna Douglasa "Law&Disorder" z 2013 roku. Johna Douglasa możecie kojarzyć chociażby jako autora "Mindhuntera", którego to niedawno Netflix przekształcił w serial fabularny. Historia Douglasa została trochę przeształcona na potrzeby serialu, ale ogólem jest prawdziwa - John Douglas jest jednym z pierwszym profilerów policyjnych, długo pracował jako negocjator FBI, a jeżdząc z wykładami po Stanach, zaczał przeprowadzać wywiady z seryjnymi mordercami. Douglas pomógł w swoim życiu rozwiązać setki spraw. Jeżeli czytaliście którąś z jego książek, mogło zapaść Wam w pamięć, jak wiele Douglas potrafił wywioskować na temat sprawcy analizując popełnioną przez jego zbrodnię.
Zawsze uważałam Douglasa za prawdziwy autorytet, więc nie mogłam się doczekać, żeby poznać jego zdanie na temat sprawy Ramsey. Muszę przyznać, że sporym zaskoczeniem było dla mnie odkryć, że mój autorytet miał w tej sprawie zdanie zupełnie odmienne od mojego. Douglas został poproszony o zapoznanie się ze sprawą, rozmowę z Ramseyami i wydanie swojej opinii. Wszystko to, z czym on się zetknął przemawia za niewinnością rodziców JonBenet. Ponieważ mój poprzedni post tej sprawie skupiał się głównie na rodzicach, jako sprawcach, postanowiłam, że dla równowagi stworzę drugą część, w której przyjrzymy się wszystkim dowodom za tym, że Ramseyowie są niewinni.
Adwokaci Ramseyów zgłosili się do Johna Douglasa 7 stycznia 1997 roku, dwa tygodnie po śmierci Jonbenet. Douglas był już wtedy na emeryturze, natomiast wciąż godził się być konsultatem w sprawach, które go interesowały. Za początkowe konsultacje wziął pieniądze. Gdy jednak zdał sobie sprawę, że John i Patsy są niewinni postanowił pracować przy sprawie za darmo, aby uniknąć oskarżenia o zostanie przekupionym.

1. Ciało Jonbenet odnalazł John Ramsey, który razem ze swoim przyjacielem ponownie przeszukał dom. Mordercy, aby odwrócić od siebie uwagę, często próbują upozorować porwanie, napaść na tle seksualnym, czy włamanie. Gdyby wiedział, gdzie znajduje się ciało jego córki, czekałby, aż to jego przyjaciel je znajdzie. Tak według Douglasa postąpiło wielu innych rodziców-morderców, którzy próbowali odwrócić od siebie podejrzenia. Jeżeli wiedzieli, gdzie znajduje się ciało nie odnajdowali go jako pierwsi, lecz czekali, aż zrobi to ktoś inny.  Dodatkowo, gdy John odnalazł córkę, jedną z pierwszy rzeczy, które zrobił, przed zaniesiem jej na górę i pokazaniem policji, było zdjęcie taśmy z jej ust i poluzowanie jej więzów. Gdyby to on wcześniej sam tę taśmę tam nakleił nie zdejmowałby jej, zanim wszyscy by nie zobaczyli. Miałoby to dodatkowo przemawiać za nieudanym porwaniem, więc Johnowi powinno zależeć na tym, aby wszyscy zobaczyli ją związaną i zakneblowaną. 
2. Sposób, w jaki porzucono ciało Jonbenet był bardzo beztroski. Jonbenet została znaleziona częściowo zawinięta w koc, z którego wystawały jej ręce i nogi. Według Douglasa nawet najgorsi rodzice nie pozostawiliby dziecka w takich sposób. Zwykle rodzice-mordercy traktują ciało dziecka, które zabili, z troską i chcą nadać mu ładny wygląd. Gdyby to rodzice porzucili ciało Jonbenet zawineliby je w koc i ułożyli w godnej pozie. Takie zachowanie nazywane jest czasem "softening".
3. Niedługo przed tragedią rodzina wzięła udział w akcji charytatywnej, w której zorganizowali dom otwarty, dla wszystkich, którzy chcieli przyjść i obejrzeć jego wnętrze. (Dom pochodzi z lat 20tych i jest częściowo zbudowany w stylu Tudorów). Tym sposobem wiele anonimowych osób miało okazję przyjść i zapoznać się z planem domu. Osoba, która włamała się do domu Ramseyów musiała wczesniej znać jego rozkład. Bardzo możliwe, że osoba odpowiedzialna za morderstwo wziąła udział w akcji charytatywnej.
4. Dom był wyposażony w alarm przeciwłamaniowy. John i Patsy Ramsey przestali z niego korzystać ze względu na dwójkę dzieci, które kilkukrotnie wcześniej uruchomiły go niechcący i narobiły zamieszania. 
5. Wiele osób uważa za nieprawdopodobne, aby ktoś był w stanie włamać się do domu i uprowadzić dziecko bez postawienia całego domu na nogi. Dom był jednak ogromny, a sypialnia Ramseyów znajdowała się na trzecim piętrze. Dzieci spały na drugim piętrze. Douglas przeprowadził kilka eksperymentów, aby sprawdzić, jak wiele dźwięków dochodzi do sypialni rodziców - okazało się, że niewiele. 
6. Douglas przeprowadził szczegółowy wywiad z każdym z rodziców z osobna. Douglas miał bardzo duże doświadczenie w przesłuchiwaniu podejrzanych i wyłapywaniu ewentualnych kłamstw. Nie zauważył jednak niczego dziwnego w ich zeznaniach. 
7. Analiza telefonu wykonaniego przez Patsy Ramsey na policję sugeruje, że kobieta była w wyraźnym szoku i jej mowa jest tak chaotyczna, że nie mogła być zaplanowana. Zapytana o wiek córki mówi: "Ona ma sześć lat. Ma blond włosy... sześć lat", jakby chciała podać, jak najwięcej przydatnych informacji, jednak nie była w stanie zrobić tego w opanowany i zorganizowany sposób.
Patsy mówi również, że zostawiono list z żądaniem okupu. Nie streszcza go jednak, a podaje przypadkowe informacje: "Jest na nim napisane S.B.T.C. Victory", według Douglasa wskazuje to na to, że Patsy nie zna dobrze treści listu, czyta go zapewne dopiero drugi raz wykonując telefon i odkrywa w nim nowe szczegóły. Gdyby to Patsy była autorką listu jej wypowiedź brzmiałaby prawdopodobnie bardziej w stylu "Doszło do porwania mojej córki. Porywacze zostawili list, rządają $118,000 i grożą, że ją zabiją", czyli wypowiedź byłaby bardziej przemyślana i zagrana. Patsy wykonując telefon i informując o zmyślonym przez siebie porwaniu musiałaby wcześniej przemyśleć, co powiedzieć, więc jej wypowiedź wypadłby bardziej spójnie. 
(Treść listu znajduje się w poprzednim poście)
8. Fakt, że porywacz zażądął dokładnie 118 tysięcy dolarów został potraktowany, jako poszlaka, że to Ramseyowie są autorami listu, ponieważ jest to kwota zbliżona do wysokości bonusu, jaką tamtego roku otrzymał w pracy John Ramsey. Oznaczałaby to, że list mógł napisać tylko ktoś, kto miał dostęp do ich konta i informacji o finansach. Douglas zwraca jednak uwagę na dwie rzeczy: Ramseyowie byli wielkimi bałaganiarzami, ich dokumenty, odcinki z wypłaty i tego rodzaju papiery, zwykle leżały w domu na widoku. Dostęp do tych informacji mógł mieć każdy, również osoba, która włamała się do ich domu. Dodatkowo 118,000 dolarów amerykańskich odpowiadało wtedy około 1 milionowi meksykańskich peso. Istnieje opcja, że osoba planująca porwanie miała zamiar uciec z okupem do Meksyku. 
9. Imię JonBenet było bardzo oryginalne: powstało z połączenia dwóch imion jej ojca. Nie pada ono jednak ani razu w liście. Wynika to najpewniej z tego, że autor listu nie znał skomplikowanej pisowni imienia. Miał jednak jakąś wiedzę na temat Ramseyów ogólnie - wiedział na przykład, że John Ramsey pochodzi z południa USA. Douglas podejrzewa, że mógł to być jakiś zaburzony mężczyzna który żywił nienawiść do Johna, jako, że list zaadresowany jest tylko do niego, nie do Patsy. 
10. List został napisany na kartkach z notatnika należącego do Patsy, co jest przez wielu (w tym mnie) uznawane za jeden z najważniejszych dowodów przemawiających przeciw niej. Jak to możliwe, że ktoś włamał się do domu, aby porwać dziecko dla okupu i nie przygotował wcześniej odpowiedniego listu? Douglas i na to ma wytłumaczenie. Sprawca pradowopodobnie włamał się do domu nie w nocy, gdy Ramseyowie spali, ale popołudniu, gdy wszyscy domownicy jedli świąteczny obiad w domu znajomych. Kręcił się po domu przez jakiś czas, po czym ukrył, prawdopodobnie w piwnicy i usiłował porwać Jonbenet, gdy wszyscy zasnęli. Miał zatem dużo czasu, aby napisać list, który zresztą mógł zostać stworzony tylko po to, aby utrudnić i namieszać w śledztwie. 
11. Mniej znanym faktem jest, że w notatniku Patsy Ramsey na jednej ze stron sprawca napisał "Mr. and Mrs." na górze strony, tak jakby chciał początkowo zaadresować list do obojga rodziców, lecz zmienił zdanie i zaczął nowy list zaadresowany tylko do Johna. 
Tego odkrycia dokonano dopiero, gdy Ramseyowie zostali poproszeni o dostarczenie próbek pisma i Patsy poszła przynieść swój notatnik. Gdyby to ona napisała list z pewnością pozbyłaby się "Mr. and Mrs." oraz w ogóle nie pokazałaby dobrowolnie tego notatnika policji, lecz dostarczyła inną próbkę pisma. 
12. Próbki pisma obojga rodziców zostały sprawdzone przez czterech ekspertów zatrudnionych przez policję w Boulder. Wszyscy wyeliminowali Johna, trzech z nich wyeliminowało Patsy, jednak jeden z nich nie był pewnien i ostatecznie stwierdził, że pismo porywacza jest momentami podobne do pisma Patsy, co oczywiście wywołało burzę i lawinę innych ekspertyz, które często były sprzeczne. Zawsze sądziłam, że podobieństwo pomiędzy pismem Patsy, a pismem porywcza jest tutaj znaczące. Douglas niestety nie poświęcił temu zagadnieniu zbyt wiele czasu w swojej książce.
13. Gdy rozeszła się wieść o porwaniu do domu Ramseyów zaczeła napływac nie tylko policja, ale również liczni znajomi Ramseyów. Jeden z nich, Fleet White, zaczął sam przeszukiwać dom. W piwnicy zauważył wybite okno, przez które ktoś mógł dostać się do środka. Gdy Ramseyowie byli winni byłaby to dla nich idealna okazja, aby zasugerować, że to włamywacz je wybił i tak dostał się do środka. John Ramsey przyznał jednak, że to on pewnego dnia wrócił do domu, zorientował się, że zapomniał kluczy, a ponieważ Patsy i dzieci nie było w domu, zbił okno w piwnicy, aby dostać się do środka.
14. Nie istnieją żadne dowody na to, że Ramseyowie kiedykolwiek dopuścili się przemocy czy nad użyć wobec swoich dzieci. Pytano o to lekarzy rodzinnych obojga dzieci, znajomych i rodziny. Nikt nie zgłosił niczego nadzwyczajnego. Według Douglasa, ludzie, którzy zamordowaliby dziecko w tak brutalny sposób, poprzez powolne zaciskanie sznura na szyi, oraz uderzenie w głowę, musieliby wcześniej zdradzając jakieś objawy skłonności do przemocy i wybuchowości. Państwo Ramsey byli jednak wzorowymi rodzicami. 
15. Bardzo popularną teorią jest teoria, że to brat JonBenet, Burke, zabił siostrę, a Ramseyowie upozorowanie porwanie, aby go chronić. Na tej teorii, która wydawała mi się zawsze mieć jakiś sens, John Douglas nie pozostawia suchej nitki. Burke miał zaledwie dziewięć lat, był zbyt mały, aby mieć siłę zacisnąć tak mocno sznur na szyi siostry, czy też uderzyć ją w głowę i doprowadzić do poważnego pęknięcia czaszki. Burke nie miał też żadnego motywu, nigdy wcześniej, ani później, nie było żadnych skarg, aby próbował zrobić komuś krzywdę, czy zdradzał poważne problemy z zachowaniem czy agresją. 
(Wiem, że istnieje wywiad Dr. Phila z dorysłym już Burkiem, w którym chłopak zachowuje się dosyć dziwnie. Nie piszę tutaj o tym, ponieważ chciałabym tu tylko w skrócie zreferować opinię Johna Douglasa, a on nie odniósł się do tego wywiadu. Mówię o tym jednak w filmie, gdzie trochę szerzej gadam o całej sprawie)
Dodatkowo, w dni zaginięcia JonBenet, Burke obudził się około 8 rano, gdy w domu było już pełno policji i znajomych. Chcąc oszczędzić Burkowi stresu, Patsy poprosiła znajomych, aby zabrali go do ich domu i zajęli się nim. Gdyby Burke był winny rodzice nigdy nie spuściliby go tak szybko z oczu - znając dzięcięcą tendencję do gadatliwości, Patsy obawiałaby się, że Burke będąc w towarzystwie znajomych chłapnie coś, co wzbudzi ich podejrzenia. Gdyby Burke był istotnie winny, rodzice mieliby potrzebę mieć go przy sobie, aby go chronić i mieć pewność, że nie wyda ich sekretu.
16. Douglas również szybko rozprawia się z teorią, że do śmierci doszło w wyniku domowego wypadku. Według tej teorii Patsy Ramsey, będąc zestresowaną całym świątecznym zamieszaniem, zdenerowała się na JonBenet za zmoczenie łóżka. Dziewczynka istotnie miewała z tym problemy. Podczas przebierania przemoczonych ubrań dziewczynka upadła i uderzyła się w głowę, tracąc przytomność. Patsy błędnie stwierdziła, że dziewczynka nie żyje i, bojąc się konsekwencji, zdecydowała się upozorować porwanie. Napisała list i ukryła ciało córki w piwnicy. W pewnym momencie odkryła, że JonBenet wciąż jednak żyje i postanowiła dobić ją przy użyciu sznurka przywiązanego do kawałka swojego pędzla malarskiego. Krew na bieliźnie Jonbenet miała wziąć się stąd, że Patsy myjąć ją po zasikaniu łóżka zbyt mocno w gniewie potarła ręcznikiem części intymne córki. Według Douglasa ta wersja wydarzeń nie ma wiele sensu. Naturalną reakcją Patsy, gdyby jej córka uległa wypadkowi, byłby wezwanie policji. Żadne z rodziców nigdy nie popełniło przestępstwa, więc stworzenie tak skomplikowanego planu porwania może mogło wydarzyć by się w filmie, ale nie w prawdziwym życiu.
Nie wiemy, czy JonBenet miała tej nocy wypadek ze zmoczeniem łóżka. Jej łóżko było suche. Znaleziono mocz na jej bieliźnie i getrach, które miała na sobie, ale do oddania moczu mogło również dojść w czasie śmierci. Jest to dosyć powszechne.
Najważniejszym argumentem tutaj jednak jest brak krwi. Jeżeli JonBenet doznała urazu głowy w wyniku wypadku, w miejscu, w którym do wypadku doszło, musiało być dużo krwi. Rany głowy bardzo silnie krwawią. Nawet bardzo dokładne sprzątanie zostawiłoby jakieś ślady. Gdyby Ramseyowie istotnie posprzątali miejsce zbrodni, gdzieś musieliby ukryć ścierki czy ręczniki, których użyliby do  sprzątania. Nic takiego nie zostało jednak znalezione. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że uderzenie w głowę zostało zadane w momencie, gdy JonBenet była już martwa, albo na kilka chwil przed jej śmiercią. Rany zadane pośmiertnie nie krwawią. Lekarz przeprowadzający autopsję potwierdził również, że rana na głowie JonBenet nie była raną charakterystyczną dla ofiar upadku, a raczej uderzenia tępym, podłóżnym narzędziem, jak na przykład duża latarka lub pałka. 
17. John Ramsey w żadnym wypadku nie zgodziłby się pomóc w zatuszowaniu mordestwa swojej córki, ze względu na swoje wcześniejsze doświadczenia. Kilka lat wcześniej, w wypadku samochodowym, zginęła jego dorosła córka z poprzedniego małżeństwa. John bardzo mocno to przeżył i długo żył w żałobie. 
18. Sprawa ananasa. Na stole w kuchni Ramseyów znaleziono miskę z kawałkami ananasa. Fragmenty tego owocu zostały również znalezione w żołądku JonBenet. Jednak żadne z rodziców nie przyznaje się do podania córce ananasa. Często jest to podawane jako dowód na to, że to najpewniej Burke wstał w nocy i podał go JonBenet, więc Burke musi być zamieszany w morderstwo. Douglas zauważa jednak, że mogło wydarzyć się o wiele więcej rzeczy: JonBenet mogła sama wstać w nocy i go zjeść, mógł podać go jej włamywacz, lub jedno z rodziców, które w wyniku szoku zwyczajnie o tym zapomniało.
19. Na bieliźnie, getrach i pod paznokciami JonBenet znaleziono DNA niezidentyfikowanej osoby. Na kocu, w który zawinięto jej ciało, znaleziono włos łonowy. Wszystko to, oczywiście, może nie mieć żadnego znaczenia. DNA i włosy stale przenoszą się i pokrywają wiele rzeczy w naszych domach. Istnieje opcja, że DNA na ubraniu JonBenet znalazło się tam jeszcze w procesie produkcji i należy do przypadkowego pracownika fabryki. DNA mogło też należeć do, któregoś koleżanki lub kolegi JonBenet, z którymi ta się bawiła. Douglas uważa jednak, że  policja powinna była przywiązać większą wagę do tego, że na ofierze znaleziono sporo obcego materiału DNA. Powinnien to być dla nich znak, że należy nie tylko skupić się na rodzicach, jako podejrzanych, ale również poświęć więcej czasu, na zbadanie innych opcji.
20. Na bieliźnie JonBenet znaleziono niewielkie ślady krwi. Nie została zgwałcona, jednak krew wskazuje na to, że doszło do jakiejś formy molestowania, na przykład wprowadzenia palca do pochwy. To może wskazywać na to, że miało to być przestępstwo na tle seksualnym, a stworzenie notatki z żądaniem przyszło mordercy do głowy z nudów, gdy czekał na stosowny moment, aby porwać JonBenet.
21. Inny policjant, Lou Smit, również zgodził się z opinią Douglasa. Lou Smit znalazł chyba najbardziej intrygującą poszlakę: studiując zdjęcia z autopsji JonBenet zauważył coś, co inni przeoczyli. Dwie identyczne, dziwne rany, jedną z boku szyi, tuż poniżej szczęki, oraz drugą w lewej, dolnej części jej pleców. Rany miały postać dwóch identycznych kropek, oddalonych o dokładnie 3,5 centymetra od siebie. Lou Smith skonsultował zdjęcia z kilkoma specjalistami, i doszedł do jednego wniosku - rany te zostały odniesione na skutek porażenia paralizatorem. Smitowi udało nawet odnaleźć model paralizotora stworzyłby rany o dokładnie takim wyglądzie: Air Taser Model 3400. Lou przejrzał również ostatnie fotografie JonBenet zrobione przed jej śmiercią i odkył, że dziewczynka zdecydowanie nie miała ich wcześniej  na szyi. Ramseyowie nie posiadali paralizatora, więc  sprawca musiał go przynieść ze sobą. 
Dla podsumowania. Tak według Johna Douglasa wyglądało morderstwo:
Nieznany sprawca włamał się do domu przez rozbite okno w piwnicy.
Zanim porwał JonBenet kręcił się po domu, napisał dziwny list z żądaniem okupu i, korzystając z pędzla Patsy Ramsey, tworzy garotę.
Nie jest jasne, jaki był jego motyw. To mógł być ktoś zaburzony, kto żywił nienawiść do Johna Ramsey z jakiegoś powodu, lub pedofil, który miał obsesję na punkcie JonBenet.
Gdy wszyscy śpią porywa JonBenet, unieruchamiając ją wcześniej paralizatorem. Zanosi ją do piwnicy. W którymś momencie również zakleja jej usta taśmą i krępuje jej ręce. Dochodzi też do molestowania.
Prawdopodobnie planuje wynieść ciało JonBenet przez okno w piwnicy, lecz coś idzie nie tak. Nie jest w stanie jej kontrolować, JonBenet zaczyna mu się wyrywać lub nie jest w stanie przenieść jej przez niewielkie okno. Obawiając się, że może zostać złapany, zabija dziewczynkę i ucieka. 

Ponieważ temat jest bardzo obszerny nagrałam też film, w którym szerzej opowiadam o tej sprawie. Jeżeli macie jakieś ciekawe kontragumenty to piszcie! Może powstanie kolejna część :)

Sunday, April 28, 2019

#109 Gdzie jest Wanda Szeptun?

Sprawa zaginięcia czterdziestoletniej Wandy Szeptun to jedna z tych spraw, o których piszę tu najchętniej. Zaginięcie  pani Wandy zdecydowanie nie uzyskało rozgłosu, jaki powinno było. Jeżeli tym postem zainteresuję chociaż kilka osób, które wcześniej o niej nie słyszały, zdecydowanie będzie warto. Zawsze uważam to za bardzo przykre, że duży rozgłos zyskują tylko wybrane sprawy, a przecież ludzie giną codziennie i każdy z nich zasługuje na uwagę.
O zaginięciu pani Wandy, czy samej pani Wandzie, nie ma zbyt wielu informacji, a te, które można znaleźć są często sprzeczne. Wanda Szeptun, matka dwóch córek, wybrała się ze znajomymi na ognisko na plaży nad jeziorem Nyskim, pomiędzy miejscowościami Głębinów i Wójcicami, w województwie Opolskim.

25 kwietnia 2009 roku na ognisko (według innych źródeł - grilla) poza panią Wandą i jej mężem Jackiem przyszły dwie inne pary. Wszyscy znali się z pracy, a powodem do świętowania tego dnia były urodziny lub imieniny jednego ze znajomych. 
Wieczór miał minąć bez żadnych szczególnych wydarzeń. Wszyscy pili piwo i co jakiś czas chodzili w pobliskie krzaki za potrzebą. Około 22:00 (według innych źródeł znów było to około 23:30) pani Wanda opuściła towarzystwo i udała się za potrzebą. Po jakimś czasie wszyscy zorientowali się, że pani Wanda zniknęła na dosyć długo. Przypuszczam, że mogło upłynąć sporo czasu zanim zorientowano się, że kobieta zniknęła. Zwykle podczas imprez, gdy wszyscy dobrze się bawią czas płynie dużo szybciej. Wypity alkohol może sprawiać, że zwracamy mniejszą uwagę na to, co się wokół nas dzieje. Według informacji podanej na stronie na Facebooku "Zaginieni Polska cały Świat" pani Wanda miała również zaraz wracać samochodem do domu z innymi uczestnikami ogniska. 
Po  tym, gdy przeszukanie najbliższej okolicy i nawoływanie pani Wandy nie przyniosły skutku, około 1 rano wezwano policję. Patrol policji dotarł na miejsce jednak dopiero po 3:00, ponieważ plaża, na której szóstka przyjaciół urządziła ognisko była dzika, trudno dostępna i powstał problem z wyjaśnieniem policjantom, jak mają dotrzeć na miejsce. 
Przeszukano okolice jeziora, później również z wykorzystaniem psów tropiących, które jednak nie podjęły tropu. Kilka lat później przeszukano również wysepki, które widać na załączonej mapie.
W niektórych źródłach można przeczytać, że po zaginięciu pani Wandy nie znaleziono w obozowisku żadnej z jej rzeczy, które miała ze sobą zabrać. Ubrań na zmianę, kosmetyków, torby. Mogłoby to wskazywać na to, że pani Wanda oddaliła się od grupy celowo i zabrała swoje rzeczy. Natomiast okazuje się, że rzeczy pani Wandy tam nie było, ponieważ zwyczajnie niczego ze sobą nie zabrała. Nie planowała zostać nad jeziorem na noc. Spotkanie było tylko formą imprezy w plenerze i pani Wanda planowała tej nocy wrócić do domu. 
Obecnie wszyscy uczestnicy ogniska, również Jacek, mieszkają obecnie na terenie Niemiec, podobno jednak nie mają ze sobą kontaktu. Jest to często podawane, jako argument za tym, że mogą oni mieć jakąś wiedzę o tym, co stało się tamtej nocy, jednak zdecydowali się milczeć. 
Wątpliwość budzi też czasem fakt, że zdecydowano się wezwać policję już jakieś 2 godziny po odkryciu zaginięcia pani Wandy. Wiele osób uważa, że najpierw spędziłoby więcej czasu na poszukiwaniach, zanim wezwałoby policję. Ja akurat tutaj się nie zgadzam. Gdyby mój partner lub partnerka zaginęli po tym, gdy mieli oddalić się w krzaki za potrzebą na tylko kilka minut, pewnie też bardzo szybko wzywałabym policję. Zwłaszcza, że picie alkoholu w pobliżu zbiornika wodnego zawsze kojarzy mi się w jeden sposób. Ale możliwe, że czytanie i pisanie osobach zaginionych przez kilka lat, spowodowało, że stałam się przewrażliwiona. Każdy z nas zapewne zachowałby się w takiej sytuacji trochę inaczej. Ja jednak jestem zdania, że wezwanie policji tak szybko było odpowiednim krokiem. 
Sprawa pani Wandy pozostaje do dziś nierozwiązana. Osobami najbardziej zaangażowanymi w sprawę są obecnie córki zagionej, które wierzą, że ich mama wciąż żyje. W jedynym z wywiadów wyznały też, że nie przyjmują do wiadomości, że matka mogłaby bez słowa uciec i je zostawić. Dlatego podejrzewają, iż istnieje szansa, że pani Wanda mogła zostać porwana i jest gdzieś przetrzymywana. Dotarłam też do informacji, że pani Wanda na kilka tygodni przed zaginięciem wydawała się zmartwiona, nieobecna i sprawiała wrażenie, jakby coś ją dręczyło. To może wskazywać na to, że pani Wanda istotnie coś rozważała. Może ucieczkę, może samobójstwo. Ucieczka jednak pozostawiłaby jakiś ślad cyfrowy. Obecnie praktycznie niemożliwe jest wyjechanie i rozpoczęcie owego życia bez pozostawienia najmniejszego śladu po przygotowaniach do tego. Jeżeli natomiast było to samobójstwo, dlaczego przez tak długi czas nie znaleźliśmy ciała? 
Znaleźli się świadkowie, którzy widzieli kobietę odpowiadającą rysopisowi pani Wandy, spacerującą około 5 rano w pobliżu ujścia Nysy Kłodzkiej do jeziora. Na mapie widać ją na południe od miejscowości Wójcice. Nie jest jednak pewne, czy była to pani Wanda, a świadkowie nie pamiętali w którym kierunku oddaliła się kobieta. W pobliżu znajdowuje się również żwirownia, która została dokładnie przeszukana. Jednak bez rezultatów.
Jedną z rzeczy, która mnie zastanawia jest to, czy jeżeli ktoś jakimś sposobem wpadłby do jeziora, jakie są szanse na to, że jego ciało w wypłynie na brzeg. Jeżeli przyjrzymy się mapie jeziora widzimy, że z jego wschodniej strony wypływa Nysa Kłodzka, która kontynuuje swój bieg, aż ostatecznie wpada do Odry. Jednak w miejscu, gdzie z jeziora Nyskiego wypływa rzeka znajduje się tama, więc teoretycznie, jeżeli ktoś wpadnie do jeziora Nyskiego jego ciało nigdzie dalej nie odpłynie. Co zwiększa szanse na odnalezienie.
Pytań w sprawie jest mnóstwo i bardzo chciałabym pewnego dnia przeczytać, że sprawa znalazła swoje rozwiązanie. Jest mi bardzo żal rodziny pani Wandy. W szczególności, że niedługo po zaginięciu znaleźli się w ich otoczeniu ludzie, którzy bez żadnych dowodów założyli, że to mąż zaginionej musi być winny. Rodzina spotkała się z prześladowaniami, które dotknęły również nastoletnie wtedy córki. Dziewczynki były nawet dręczone w szkole i przez jakiś czas zaprzestały nawet chodzenia na zajęcia.  
Mam zdecydowanie zbyt mało informacji, aby wysnuć tutaj jakąkolwiek własną teorię. Pani Wanda po prostu oddaliła się od grupy i nikt jej juz nigdy więcej nie widział. Często spotykam się z opiniami, że w tej sprawie można było zrobić więcej. Sprawa pani Wandy nie jest przez policję traktowania jako morderstwo, czy porwanie, a jako samowolne oddalenie się, co zmienia znacznie jej rangę. 
Mam nadzieję, że córki pani Wandy nie poddadzą się i będą walczyć  o odkrycie prawdy o zaginięciu ich mamy.









Źródła:
 https://www.youtube.com/watch?v=fpOBOBteL5c
 http://ktokolwiekwidzial.vod.tvp.pl/28161670/co-stalo-sie-z-wanda-szeptun-nad-jeziorem-nyskim
 https://newsbook.pl/2019/01/02/nie-tylko-jezioro-bylo-swiadkiem-zbrodni-2/
 https://www.facebook.com/1416527075112815/posts/personaliawanda-szeptunaktualny-wieklat-48data-zagini%C4%99cia20090425wiek-w-dniu-zag/1436276029804586/

Thursday, April 25, 2019

#108 Zaginięcie Justina Rhodes

Dzień dobry. Dziś film o zaginięciu pewnego młodego mężczyzny, który zniknął wracając z imprezy do domu i odnalazł się pół roku później w tym samym miejscu.

Monday, April 8, 2019

#106 Tajemnica z Solway Firth

Cześć! Przy okazji taki mały update, bo widzę, że zapomniałam wrzucić film o Tajemnicy z Solway Firth na bloga. Film już parę dni wisi na kanale, także zapraszam, jakby ktoś jeszcze nie widział.

#105 Zaginięcie Corrie McKeague


Ze sprawą zaginięcia młodego Szkota, Corriego McKeague, czuję szczególny związek. Najpewniej dlatego, że Corrie był zaledwie 12 dni młodszy ode mnie. 
Jego zaginięcie często wymieniane jest jako jedno z tych bardzo trudnych do wyjaśnienia i wręcz niemożliwych - Corrie zaginął po tym, gdy kamery zarejestrowały go wchodzącego do ślepego zaułka. Corrie już nigdy z niego nie wyszedł i nie był widziany od tego czasu. Istnieje jednak kilka teorii, co mogło się stać.



23 września 2016 roku Corrie, który mieszkał i pracował wtedy w lokalnej jednostce wojskowej, wybrał się na imprezę z przyjaciółmi w Bury St Edmunds, w hrabstwie Suffolk w Wielkiej Brytanii. Tego dnia przyjechał samochodem do centrum, z zamiarem zostawienia go tam noc. Początkowo Corrie miał przyjechać do miasta z przyjaciółmi, jednak w wyniku nieporozumienia w końcu przyjechał na miejsce własnym samochodem. Wieczór upłynął na dobrej zabawie, Corrie dobrze się bawił i był tak samo rozmowny i wesoły, jak zawsze. W jego zachowaniu nie było niczego nadzwyczajnego. Około 1 w nocy pijany Corrie oddzielił się od swoich równie pijanych przyjaciół. Ochroniarz w klubie "Flex", w którym bawił się McKeague pamięta, że wyprosił stamtąd chłopaka, ponieważ ten był zbyt pijany. Corrie jednak nie sprawiał kłopotów i nie był agresywny. Ochroniarz i Corrie ucieli sobie nawet małą pogawędkę na ulicy, po czym McKeague oddalił się.
Około 1:15 McKeague zaszedł do restauracji szybkiej obsługi Mammia Mia, gdzie zazwyczaj chodził, gdy był pijany. Kupił sporo jedzenia po czym zjadł je siedząc w bramie i najpewniej uciął tam też sobie drzemkę. Według rodziny i znajomych Corriego było to do niego bardzo podobne. Po imprazach często szedł coś zjeść w fast foodzie, po czym kręcił się pijany po mieście, zanim wrócił do domu.
Około 3:25 McKeague ostatni raz został zarejestrowany przez kamery na ulicy Brentgovel, gdy wszedł w małą ślepą uliczkę. Kamery nigdy nie zarejestrowały go wychodzącego.
Corrie miał cały weekend wolny i dopiero 26 września, w poniedziałek, jego koledzy z jednostki zorientowali się, że coś jest nie tak.  
Ślepa uliczka, w której ostatni raz widziany był Corrie (Google Maps)

 W niewielkim zaułku, w którym ostatni raz widziany był Corrie znajdowało się wtedy kilka samochodów i dużych kontenerów na śmieci. Większość budynków, które widzicie na zdjęciu to tyły różnych mały sklepów. Ten mały placyk służył głównie do celów rozładunkowych dla samochodów dostawczych. Wiemy na pewno, że Corriemu nie udało się w żaden sposób przejść przez któryś z budynków na drugą stronę, ponieważ wtedy zostałby zarejestrowany tam przez kamery. 
Ogólnie okolica okazuje się być naszpikowana kamerami. Od zaułka odchodzą trzy ulice i na każdej z nich znajduje się monitoring. Żadna z nich nie uchwyciła jednak Corriego. Początkowo wszystko wyglądało tak, jakby Corrie dosłownie rozpłynął się w powietrzu. I to dokładnie w miejscu, którego zasięg kamer nie obejmuje.
Pierwsza teoria, jaka pojawiła się w tej sprawie zmroziła wszystkim krew w żyłach. Analiza logowań z telefonu Corriego wykazała, że około godziny 7:00 rano w niedzielę (więc jakieś 4 godziny po tym, gdy Corrie widziany jest po raz ostatni) jego telefon pokonał 19 kilometrów z St Bury Edmund do Barton Mills. Około 8 rano przestał nadawać sygnał, czyli został albo wyłączony, albo zniszczony, albo padła w nim bateria. 
Mniej więcej o tej samej porze do zaułka zajechała śmieciarka. Zaistniała możliwość, że Corrie mógł schować się i zasnąć w konterze na śmieci, zostać przemielonym przez śmieciarkę i wywiezionym na wysypisko. Ciężko nawet wyobrazić sobie, jak okropna to musi być śmierć.
Jednak teoria szybko upadła. Firma, która zajmowała się wywozem śmieci pobierała opłaty na podstawie wagi śmieci, więc każdorazowo specjalnie czujniki w śmieciarce rejestrowały wagę  zbiórki (szczerze mówiąc, to nie wiedziałam, że śmierciarki są obecnie takie zaawansowane). Szybkie sprawdzenie zapisów z 24 września wykazało, że śmieci z kontenera w zaułku ważyły tylko 36 kilo, więc nie ma możliwości, aby znajdował się tam wtedy dorosły człowiek. Skąd zatem sygnał z komórki? Możliwe, że to sam telefon Corriego wylądował w konterze. Istnieje też opcja, że został zauważony przez na przykład obsługę śmieciarki, która go sobie przywłaszczyła.
Znajomi Corriego przyznali, że Corriemu zdarzyło się już wcześniej wskoczyć po pijanemu do kontenera za śmieciami. Jego rodzina zwróciła jednak uwagę, że Corrie również dbał bardzo o swój wygląd, a tej nocy ubrany był w jasne spodnie i koszulę. Kilka ulic dalej stało jego zaparkowane auto, więc gdyby Corrie chciał uciąć sobie drzemkę mógł udać się spać tam, zamiast wskakiwać do śmieci.
Rodzina Corriego bardzo podkreślała, że był on bardzo przyjazny i otwarty na ludzi. Jeżeli ktoś zaproponowałby mu podwiezienie, Corrie najpewniej przyjąłby propozycję. Chłopak miał dobre serce i zdarzało mu się już w przeszłości podwozić nieznajomych idących samotnie poboczem drogi. 
Z tego powodu przeszukano okolice wszystkich dróg prowadzących z Bury St Edmunds do jego jednostki wojskowej. Poszukiwania nie przyniosły żadnego przełomu w sprawie, jednak podczas nich natrafiono na spalone zwłoki mężczyzny upchnięte w walizce.  Na podstawie analizy DNA ustalono, że mężczyzną tym nie był McKeague. Niesamowite, na jak przerażające odkrycia można natrafić, jeżeli tylko zacznie się szukać.
Nieudane poszukiwania spowodowały, że powrócono do punktu wyjścia. Pomiędzy 3:00 a 5:00 rano 24 września poza Corriem koło zaułka przeszło dokładnie 39 osób. W Bury St Edmunds przez jakiś czas funkcjonował kiosk, do którego można było podejść i obejrzeć zdjęcia wszystkich świadków. Tym sposobem wielu z nich udało się zidentyfikować. Niestety nikt niczego nie zauważył i śledztwo znów utknęło w martwym punkcie.
Na dużą uwagę zasługuje również matka Corriego, która, sama będąc z zawodu policjantką, w zasadzie sama zaczęła prowadzić swoje niezależne śledztwo. Nie szczędziła też słów krytyki dla swoich kolegów po fachu, którzy w jej ocenie nie zrobili wystarczająco dużo, aby odnaleźć jej syna.
Przez jakiś czas podejrzewano również, że zaułek do którego zaszedł McKeague nie był przypadkowy: chłopak był aktywny na stronach dla swingersów i istniała możliwość, że z kimś się tam umówił. Policja analizowała dane z aplikacji, której używał McKeague, jednak bez rezultatu.
W lutym 2017 roku policja ogłosiła, że rozpoczna przeszukiwania wysypiska śmieci, na które najpewniej trafi telefon Corriego. Poszukiwania, planowane początkowo na około 10 tygodni, zajęły dokładnie dwa razy dłużej i kosztowały hrabstwo Suffolk ponad 1 milion funtów. W czasie poszukiwań natrafiono na czaszkę kobiety, pochodzącą z 1945 roku, jednak nie znaleziono żadnej rzeczy należącej do Corriego.
W marcu 2017 roku na światło wyszła przełomowa informacja. Początkowe informacje o tym, że ładunek z 24 września ważył zaledwie 36 kilo okazały się błędne. Ładunek w rzeczywistości ważył około 100 kilogramów, czyli w kontenerze mógł istotnie znajdować się człowiek. Po ujawnieniu tej informacji mama Corriego napisała na Facebooku, że obawia się, że może to oznaczać najgorsze. 
W lipcu 2017 roku zakończono poszukiwania. Policja ogłosiła, iż wierzy, że szczątki Corriego znajdują się gdzieś na wysypisku, jednak ponieważ jego ciało zostało przemielone przez śmieciarkę, rozłożyło się bardzo szybko i nie uda się go już odnaleźć.
Najsmutniejszy fakt zachowałam na koniec: dziewczyna Corriego, która podczas jego zaginięcia przebywała w Stanach, krótko po jego zaginięciu odkryła, że jest z nim w ciąży. 

 źrodła:
 https://www.bbc.com/news/uk-england-suffolk-46485229
 https://www.telegraph.co.uk/news/2018/10/09/corrie-mckeague-buried-landfill-police-conclude-unusually-heavy/
https://en.wikipedia.org/wiki/Disappearance_of_Corrie_McKeague
https://www.youtube.com/watch?v=UMEIf6Qec-c
https://www.youtube.com/watch?v=T8IqNvl-GTA
https://www.bbc.com/news/uk-england-suffolk-46485229
https://www.telegraph.co.uk/news/2018/07/31/corrie-mckeague-no-longer-missing-waste-disposal-system-says/