Dostałam tyle wiadomości z prośbą o napisanie o tragedii grupy Diatłowa, że chyba nie mogę się dłużej przed tym bronić.
Pierwszy raz przeczytałam o tym parę lat temu jako „świeżynka” w tego rodzaju tematach i przez dobry tydzień ta historia spędzała mi sen z powiek. Od tego czasu przeczytałam już chyba wszystko, co było do przeczytania na ten temat. I zupełnie nie wiem, jak się zabrać za streszczenie tego, żeby nie zasypać Was detalami i jednocześnie nie pominąć najistotniejszych faktów.
Stereotypowa Rosja to miejsce wręcz magiczne. Ludzie piją wódkę zamiast wody, trzymają w domu niedźwiedzie, a na wszystkich ścianach w każdym domu wisi dywan. W syberyjskiej tajdze można podobno spotkać Yeti, Dziadka Mroza, a w weekendy kosmitów. Nic dziwnego, że to właśnie Rosja stała się tłem dla jednej z największych zagadek XX wieku.
Dziesięcioosobowa grupa,
która 25 stycznia 1959 roku wyruszyła z Jekaterynburga w góry Ural,
składała się głównie ze studentów. Prym w grupie zdecydowanie wiódł Igor
Aleksandrowicz Diatłow, 23-letni student wydziału radiowego. Był on
ambitnym studentem i uwielbiał wyprawy polarne, a ta wycieczka miała być
dla niego zaledwie przygotowaniem przed planowaną wyprawą do Arktyki. W
grupie znajdował się również Siemion Zołotariow, 37-letni przewodnik
górski. Poza tym w ekipie byli:
Zinaida Kołmogorowa – studentka wydziału radiowego, 22 lata;
Ludmiła Dubinina – studentka ekonomii, 21 lat;
Aleksandr Kolewatow– student wydziału geotechnicznego, 25 lat;
Rustem Słobodin – student wydziału inżynierskiego, 23 lata;
Jurij Kriwoniszczenko – student wydziału inżynierskiego, 24 lata;
Jurij Doroszenko – student ekonomii, 21 lat;
Jurij Judin – student ekonomii, 21 lat;
Nikołaj Thibeaux – student wydziału inżynierskiego, 24 lata.
Celem kilkudniowej wyprawy było dotarcie na górę Otorten. 28 stycznia Jurij Judin zachorował i podjął decyzję o pozostaniu w najbliższej osadzie, a grupa wyruszyła dalej. Młodzi ludzie mieli ze sobą aparat oraz prowadzili dziennik podróży, co pozwoliło na w miarę dokładne ustalenie przebiegu ich późniejszej wyprawy. 1 lutego dotarli na zbocze góry Chołatczachl (która w języku Mansów, plemienia zamieszkującego te okolice, oznacza „górę umarłych”. Wielu ludzi uwierzyło, że zatrzymanie się koło tej góry miało wpływ na dalsze wydarzenia, jednak Mansowie zaczęli tak nazywać ten szczyt dopiero po feralnych wydarzeniach z 1959 roku).
Grupa początkowo planowała ominąć tę górę, jednak ze względu na pogarszającą się pogodę postanowili rozbić obóz na jej zboczu i przeczekać do rana. W czasie rozstawiania namiotu wykonali jeszcze ostatnie zdjęcie, po czym najpewniej udali się spać. I w tym momencie zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Co zbudziło ich w nocy – nie wiadomo. Wiadomo, że ktoś z nich rozerwał płótno namiotu od środka i wyskoczył na zewnątrz i zaczął uciekać. Możliwe, że wszyscy wyskoczyli jednocześnie, nie wiadomo. Nie wiadomo również dlaczego. Jednak grupa z jakichś powodów postanowiła wydostać się z namiotu i uciec w dół zbocza, do lasu. Bez odpowiedniej odzieży, według śladów znalezionych później – również bez butów, przy około dwudziestostopniowym mrozie.
Igor Diatłow zapowiedział, że jak tylko wrócą z gór do cywilizacji, to wyśle telegram lub zatelefonuje do bliskich poinformować o powodzeniu wyprawy. Gdy pobyt młodych na Uralu przedłużał się, nikt nie był szczególnie zaniepokojony, gdyż młodzi ludzie byli doświadczeni i znajdował się wśród nich przewodnik górski. W końcu 20 lutego zorganizowano grupę poszukiwawczą i wyruszono śladem studentów.
26 lutego natrafiono na namiot na zboczu góry. Był lekko przysypany śniegiem, znajdował się w nim cały dobytek studentów. Po śladach stóp na śniegu dotarto do brzegu lasu znajdującego się 1,5 km od namiotu, gdzie natrafiono na dwa pierwsze ciała. Leżały one obok pozostałości po ognisku, które młodzi ludzie zapewne rozpalili, by się ogrzać. Ślady wskazywały również na to, że ktoś z nich wspiął się i spadł z jednej z wysokich sosen, prawdopodobnie by spojrzeć w kierunku pozostawionego namiotu. Zmarłymi byli Kriwoniszczenko i Doroszenko, prawie kompletnie nadzy, a przyczyną ich śmierci było wyziębienie.
Następne trzy ciała, należące do Diatłowa, Ziny Kolmogorowej oraz Rustiema Słobodina, odnaleziono między drzewem a obozem. Oni również zmarli z wyziębienia. Czaszka Rustiema była lekko pęknięta, prawdopodobnie wskutek upadku. Możliwe, że to on próbował wspiąć się na sosnę.
Odnalezienie ciał Nicolasa, Ludmiły, Siemona i Aleksandra zajęło aż dwa miesiące. Znalezieni zostali w lesie, nieopodal ogniska, w głębokim jarze, przysypani kilkumetrową warstwą śniegu.
Mieli na sobie ubrania pozostałych zmarłych, również tych, którzy zginęli w drodze do namiotu, co oznacza, że i oni podjęli próbę dotarcia do niego, jednak z jakiegoś powodu zmienili zdanie, a po śmierci towarzyszy okryli się ich ubraniami i zawrócili do lasu.
Nie wiadomo jakim cudem cała czwórka wylądowała w kilkumetrowym jarze. Jednak nie to jest najbardziej zastanawiające. Ich ciała nie nosiły żadnych obrażeń zewnętrznych, jednak zostały uszkodzone wewnętrznie. Jar nie był na tyle stromy czy głęboki, by mogli wpaść do niego robiąc sobie krzywdę. Wszyscy mieli połamane żebra, czaszka Nicolasa była pęknięta, a Ludmiła miała wygryziony język (nigdy go nie znaleziono, prawdopodobnie była to robota leśnych zwierząt). Według niektórych źródeł ich ubrania nosiły ślady bardzo wysokiego napromieniowania.
Śledztwo nie przyniosło konkretnych rezultatów, a okolice góry zamknięto dla turystów na blisko trzy lata.
Jak to bywa w takich wypadkach - teorii jest wiele. Kosmici, yeti, duchy zmarłych i tak dalej. Przyjrzyjmy się kilku bardziej sensownym.
Przekonująca wydaje się teoria sugerująca lawinę. Ktoś z nich mógł obudzić się w nocy przekonany, że słyszy lawinę i dać sygnał pozostałym do ucieczki. Jednak komentarze ekspertów zdają się wykluczać tę opcję. Namiot był postawiony w miejscu, gdzie nie było praktycznie żadnego zagrożenia. Był to dowód na to, że Igor oraz Siemen byli profesjonalistami i zdecydowanie nie pozwoliliby grupie odbiec od namiotu aż 1,5 km bez widocznego zagrożenia.
Oczywiście mówi się, że studenci padli ofiarami radzieckich eksperymentów wojskowych, a wyniki śledztwa zostały utajone.
Pierwszy raz przeczytałam o tym parę lat temu jako „świeżynka” w tego rodzaju tematach i przez dobry tydzień ta historia spędzała mi sen z powiek. Od tego czasu przeczytałam już chyba wszystko, co było do przeczytania na ten temat. I zupełnie nie wiem, jak się zabrać za streszczenie tego, żeby nie zasypać Was detalami i jednocześnie nie pominąć najistotniejszych faktów.
Stereotypowa Rosja to miejsce wręcz magiczne. Ludzie piją wódkę zamiast wody, trzymają w domu niedźwiedzie, a na wszystkich ścianach w każdym domu wisi dywan. W syberyjskiej tajdze można podobno spotkać Yeti, Dziadka Mroza, a w weekendy kosmitów. Nic dziwnego, że to właśnie Rosja stała się tłem dla jednej z największych zagadek XX wieku.
Igor Diatlov (pl.creepypasta.wikia.com) |
Zinaida Kołmogorowa – studentka wydziału radiowego, 22 lata;
Ludmiła Dubinina – studentka ekonomii, 21 lat;
Aleksandr Kolewatow– student wydziału geotechnicznego, 25 lat;
Rustem Słobodin – student wydziału inżynierskiego, 23 lata;
Jurij Kriwoniszczenko – student wydziału inżynierskiego, 24 lata;
Jurij Doroszenko – student ekonomii, 21 lat;
Jurij Judin – student ekonomii, 21 lat;
Nikołaj Thibeaux – student wydziału inżynierskiego, 24 lata.
Celem kilkudniowej wyprawy było dotarcie na górę Otorten. 28 stycznia Jurij Judin zachorował i podjął decyzję o pozostaniu w najbliższej osadzie, a grupa wyruszyła dalej. Młodzi ludzie mieli ze sobą aparat oraz prowadzili dziennik podróży, co pozwoliło na w miarę dokładne ustalenie przebiegu ich późniejszej wyprawy. 1 lutego dotarli na zbocze góry Chołatczachl (która w języku Mansów, plemienia zamieszkującego te okolice, oznacza „górę umarłych”. Wielu ludzi uwierzyło, że zatrzymanie się koło tej góry miało wpływ na dalsze wydarzenia, jednak Mansowie zaczęli tak nazywać ten szczyt dopiero po feralnych wydarzeniach z 1959 roku).
Grupa początkowo planowała ominąć tę górę, jednak ze względu na pogarszającą się pogodę postanowili rozbić obóz na jej zboczu i przeczekać do rana. W czasie rozstawiania namiotu wykonali jeszcze ostatnie zdjęcie, po czym najpewniej udali się spać. I w tym momencie zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Stan w jakim znaleziono namiot (wikipedia.pl) |
Co zbudziło ich w nocy – nie wiadomo. Wiadomo, że ktoś z nich rozerwał płótno namiotu od środka i wyskoczył na zewnątrz i zaczął uciekać. Możliwe, że wszyscy wyskoczyli jednocześnie, nie wiadomo. Nie wiadomo również dlaczego. Jednak grupa z jakichś powodów postanowiła wydostać się z namiotu i uciec w dół zbocza, do lasu. Bez odpowiedniej odzieży, według śladów znalezionych później – również bez butów, przy około dwudziestostopniowym mrozie.
Igor Diatłow zapowiedział, że jak tylko wrócą z gór do cywilizacji, to wyśle telegram lub zatelefonuje do bliskich poinformować o powodzeniu wyprawy. Gdy pobyt młodych na Uralu przedłużał się, nikt nie był szczególnie zaniepokojony, gdyż młodzi ludzie byli doświadczeni i znajdował się wśród nich przewodnik górski. W końcu 20 lutego zorganizowano grupę poszukiwawczą i wyruszono śladem studentów.
26 lutego natrafiono na namiot na zboczu góry. Był lekko przysypany śniegiem, znajdował się w nim cały dobytek studentów. Po śladach stóp na śniegu dotarto do brzegu lasu znajdującego się 1,5 km od namiotu, gdzie natrafiono na dwa pierwsze ciała. Leżały one obok pozostałości po ognisku, które młodzi ludzie zapewne rozpalili, by się ogrzać. Ślady wskazywały również na to, że ktoś z nich wspiął się i spadł z jednej z wysokich sosen, prawdopodobnie by spojrzeć w kierunku pozostawionego namiotu. Zmarłymi byli Kriwoniszczenko i Doroszenko, prawie kompletnie nadzy, a przyczyną ich śmierci było wyziębienie.
Następne trzy ciała, należące do Diatłowa, Ziny Kolmogorowej oraz Rustiema Słobodina, odnaleziono między drzewem a obozem. Oni również zmarli z wyziębienia. Czaszka Rustiema była lekko pęknięta, prawdopodobnie wskutek upadku. Możliwe, że to on próbował wspiąć się na sosnę.
Odnalezienie ciał Nicolasa, Ludmiły, Siemona i Aleksandra zajęło aż dwa miesiące. Znalezieni zostali w lesie, nieopodal ogniska, w głębokim jarze, przysypani kilkumetrową warstwą śniegu.
Mieli na sobie ubrania pozostałych zmarłych, również tych, którzy zginęli w drodze do namiotu, co oznacza, że i oni podjęli próbę dotarcia do niego, jednak z jakiegoś powodu zmienili zdanie, a po śmierci towarzyszy okryli się ich ubraniami i zawrócili do lasu.
Nie wiadomo jakim cudem cała czwórka wylądowała w kilkumetrowym jarze. Jednak nie to jest najbardziej zastanawiające. Ich ciała nie nosiły żadnych obrażeń zewnętrznych, jednak zostały uszkodzone wewnętrznie. Jar nie był na tyle stromy czy głęboki, by mogli wpaść do niego robiąc sobie krzywdę. Wszyscy mieli połamane żebra, czaszka Nicolasa była pęknięta, a Ludmiła miała wygryziony język (nigdy go nie znaleziono, prawdopodobnie była to robota leśnych zwierząt). Według niektórych źródeł ich ubrania nosiły ślady bardzo wysokiego napromieniowania.
Śledztwo nie przyniosło konkretnych rezultatów, a okolice góry zamknięto dla turystów na blisko trzy lata.
Jak to bywa w takich wypadkach - teorii jest wiele. Kosmici, yeti, duchy zmarłych i tak dalej. Przyjrzyjmy się kilku bardziej sensownym.
Przekonująca wydaje się teoria sugerująca lawinę. Ktoś z nich mógł obudzić się w nocy przekonany, że słyszy lawinę i dać sygnał pozostałym do ucieczki. Jednak komentarze ekspertów zdają się wykluczać tę opcję. Namiot był postawiony w miejscu, gdzie nie było praktycznie żadnego zagrożenia. Był to dowód na to, że Igor oraz Siemen byli profesjonalistami i zdecydowanie nie pozwoliliby grupie odbiec od namiotu aż 1,5 km bez widocznego zagrożenia.
Oczywiście mówi się, że studenci padli ofiarami radzieckich eksperymentów wojskowych, a wyniki śledztwa zostały utajone.
Portal Infra.org.pl donosi znów o zaskakujących świetlnych kulach widzianych w noc śmierci studentów:
„Odtajnione akta zawierają relację kierownika innej grupy, która obozowała w odległości ok. 50 km na południe od grupy Diatłowa. Tej samej nocy spostrzegł on tajemnicze pomarańczowe kule, które zmierzały w kierunku Cholat Siahl.
Iwanow spekulował, że któryś z członków ekipy mógł wyjść nocą przed namiot, ujrzeć te same kule i obudzić resztę. Iwanow dodał, że kula mogła eksplodować, kiedy uciekali w kierunku lasu, zabijając czwórkę z nich.
Judin również uważa, że to eksplozja zabiła jego przyjaciół. Jak dodał, klauzula tajności sugeruje, że przez przypadek grupa mogła dostać się na wojskowy poligon. Według niego dowodem na to są ślady promieniowania na ubraniach.
Z tym zgadza się również Kuncewicz, który dodaje, iż twarze pięciu ofiar miały nienaturalny kolor.
- Brałem udział w pogrzebie pierwszych pięciu ofiar i pamiętam, że ich twarze wyglądały na bardzo opalone – przypomina sobie.”
Co ostatecznie przyczyniło się do śmierci młodych ludzi – nie wiadomo. Przełęcz, na której zginęli młodzi, nazywana jest teraz Przełęczą Diatłowa i znajduje się ona na mojej liście miejsc do odwiedzenia przed śmiercią.
W Internecie można kilka innych podań o wyprawach w okolice Otortenu, których członkowie zginęli z niewyjaśnionych przyczyn:
„Na Cholat Siahlu (według wspomnień świadka z 1964-65 roku) grupa geologów wracała do bazy i znalazła się w podobnej sytuacji. Uczestnik grupy, B. Polakow, udający się na polowanie w tajdze, nagle przeżył przypływ niewytłumaczalnego wręcz strachu i paniki, jakby z tajgi w jego kierunku zbliżało się coś strasznego. Odczekał jakiś czas w barłogu, gdzie się ukrył. Kiedy geolog wrócił do kolegów, okazało się, że wszyscy nie żyją. Kierownik grupy leżał twarzą do ziemi z wystrzelonym pistoletem, palił się namiot, który był zerwany z haków i omotany wokół ciała jednego z geologów. Trzeci ofiara leżała obok drzewa, czwartej nie było widać. Później sprawa została zamknięta a śmierć wytłumaczono zepsutymi konserwami.”
„Odtajnione akta zawierają relację kierownika innej grupy, która obozowała w odległości ok. 50 km na południe od grupy Diatłowa. Tej samej nocy spostrzegł on tajemnicze pomarańczowe kule, które zmierzały w kierunku Cholat Siahl.
Iwanow spekulował, że któryś z członków ekipy mógł wyjść nocą przed namiot, ujrzeć te same kule i obudzić resztę. Iwanow dodał, że kula mogła eksplodować, kiedy uciekali w kierunku lasu, zabijając czwórkę z nich.
Judin również uważa, że to eksplozja zabiła jego przyjaciół. Jak dodał, klauzula tajności sugeruje, że przez przypadek grupa mogła dostać się na wojskowy poligon. Według niego dowodem na to są ślady promieniowania na ubraniach.
Z tym zgadza się również Kuncewicz, który dodaje, iż twarze pięciu ofiar miały nienaturalny kolor.
- Brałem udział w pogrzebie pierwszych pięciu ofiar i pamiętam, że ich twarze wyglądały na bardzo opalone – przypomina sobie.”
Co ostatecznie przyczyniło się do śmierci młodych ludzi – nie wiadomo. Przełęcz, na której zginęli młodzi, nazywana jest teraz Przełęczą Diatłowa i znajduje się ona na mojej liście miejsc do odwiedzenia przed śmiercią.
W Internecie można kilka innych podań o wyprawach w okolice Otortenu, których członkowie zginęli z niewyjaśnionych przyczyn:
„Na Cholat Siahlu (według wspomnień świadka z 1964-65 roku) grupa geologów wracała do bazy i znalazła się w podobnej sytuacji. Uczestnik grupy, B. Polakow, udający się na polowanie w tajdze, nagle przeżył przypływ niewytłumaczalnego wręcz strachu i paniki, jakby z tajgi w jego kierunku zbliżało się coś strasznego. Odczekał jakiś czas w barłogu, gdzie się ukrył. Kiedy geolog wrócił do kolegów, okazało się, że wszyscy nie żyją. Kierownik grupy leżał twarzą do ziemi z wystrzelonym pistoletem, palił się namiot, który był zerwany z haków i omotany wokół ciała jednego z geologów. Trzeci ofiara leżała obok drzewa, czwartej nie było widać. Później sprawa została zamknięta a śmierć wytłumaczono zepsutymi konserwami.”
Źródła cytatów:
http://infra.org.pl/…/640-tragiczny-final-wyprawy-na-ural-5…
http://infra.org.pl/…/640-tragiczny-final-wyprawy-na-ural-5…
http://infra.org.pl/…/654-mier-grupy-diatowa-nieznane-szcze…
Źrodło: strefatajemnic.onet.pl |
Edit 06.10.2016r.: Polecam bardzo rzetelną i wiarygodną propozycję możliwego przebiegu wypadków: www.planetagor.pl/articles/entry/Tajemnica-tragedii-na-prze-czy-Diat-owa-cz-II-rekonstrukcja
Moja ulubiona tajemnica...
ReplyDeleteJak dla mnie jedna z tych spraw, która już chyba nigdy nie zostanie wyjaśniona i jedynie można snuć teorie spiskowe.
ReplyDeleteTłumaczenie akt śledczych po polsku http://diatlow.pl/przelecz-diatlowa-akta-sledcze/
ReplyDeleteDo mnie zawsze przemawiają dawne legendy, wierzenia. Miejscowi uważali to miejsce za paskudne (czytam tak w polecanym tutaj linku). Coś w tym musi być. Ponieważ interesuję się statkami, szukałam wiadomości na temat tajemniczych zaginięć statków. Przy tym zetknęłam się z teorią tego zaginięcia. Linku nie pamiętam, ale autor dowodził, że za to odpowiadają infradźwięki. Jakiś rosyjski profesor tak tłumaczył tę tragedię. Czy pochodziły z jakiś eksperymentów wojskowych tego nie podano. Czasami jest tak, że nie ma jednej przyczyny takiego wypadku. Mogło być ich kilka. Może w tym miejscu mogły w sposób naturalnym powstawać infradźwięki i dlatego miejscowi ludzie uznali je za złe. A eksperymenty wojskowe też mogły tam być, jak i zejść lawina.
ReplyDeleteGratuluję bardzo ciekawego blogu i pozdrawiam.
Ostatnio napotkałam ten temat na stronie poświęconej górom. Wprawdzie nie został on tam wyczerpany, natomiast omawia wyprawę Diatłowa w rzeczowy i profesjonalny sposób z uwzględnieniem sporego doświadczenia turystów i wykluczeniem popłochu o jaki się oskarża ich grupę. Polecam przeczytać i zastanowić się nad tą wersją wydarzeń. http://www.planetagor.pl/articles/entry/Tajemnica-tragedii-na-prze-czy-Diat-owa-cz-II-rekonstrukcja
ReplyDelete